o pewnej godzinie nad wieczorem czeladź wyszła furtką po słomę i siano dla bydła, ukryci owi wojownicy powdziewali szaty czeladzi, i z brzemionami na plecach i ukrytą bronią zdążali za wracającemi dziewkami.
Żołnierze szwedzcy, jak zwykle, rozpoczęli swoje figle i umizgi do dziewek, gdy w tej chwili przebrani wojownicy chwytają ich za gardło i dławią, a równocześnie drudzy chyłkiem popod murem pędzą ku bramie węgierskiej, siekierami wybijają wrota i zwód spuszczają. Tak straż szwedzka została pokonana i brama węgierska zdobyta — ale na huk strzałów i Szwedom przybyły posiłki. Rozpoczęła się walka. Szwedzi w porządku wojennym natarli dzielnie, aby nazad odzyskać bramę i zwód podnieść; ale w tej chwili przygotowane cechy pod wodzą swego burmistrza, Jana Marcowicza, zdobywszy poprzednio broń aryańskiego szlachcica, Jana Wielogłowskiego, złożoną w gospodzie Wawrzyńca Gadowicza[1], sypnęły się bramą od furmańskiej ulicy (dzisiejszej ulicy Kościuszki). W czasie tej potyczki został spalony na przedmieściu, niedaleko bramy węgierskiej, kościół z szpitalem św. Walentego, lecz nie wiadomo z jakiego powodu[2].
Pobici Szwedzi cofali się, jedni wzdłuż murów ku młyńskiej bramie, drudzy w przeciwnym kierunku do wązkiej uliczki różanej (dzisiejszej Pijarskiej) — kiedy inni z zamku, na wiadomość co się dzieje, obsadziwszy opactwo Norbertanów i kollegiatę, w owych czasach obwiedzione murami o strzelnicach i basztami, zdążali z pomocą. Dotarłszy do uliczki różanej i widząc ją w rękach swoich, cofający się Szwedzi oparli się o mur i palili w gęste mieszczan tłumy, w czem nadbiegający z murów żołnierze gorąco ich wspierali. Lecz właśnie ta ostatnia okolicznoćć zgubiła ich sprawę.
Dzielny Krzysztof Wąsowicz[3], pułkownik dragoński, i jego ludzie nawojowscy spostrzegłszy, że mur nie strzeżony, po drabinach z pomocą mieszczan wdarli się na mury i od różanej uliczki
- ↑ Acta Scabin. T. 65. p. 246.
- ↑ Act. Castr. Rel. T. 142, p. 817.
- ↑ Jan Wąsowicz wraz z bratem swoim Kazimierzem umiał pozyskać dla sprawy Jana Kazimierza górali karpackich; on to z nimi przy pomocy Krzysztofa Wąsowicza, dowódcy lekkiej jazdy Stef. Czarnieckiego, sprawił Szwedom pamiętną łaźnię w Nowym Sączu.
cyi, gdyśmy Szwedów gromili, na chleb za konsensem panów 1 złp.“ (Distributa f. 206). Samo zresztą przysłowie ludowe: „Na świętą Łucą — Szwedów wymłócą“, uwieczniło ten pamiętny dzień.