mieszczaństwo wystąpiło jak jeden mąż w obronie zagwarantowanej autonomii miasta przeciwko nowemu nadużyciu władzy starościńskiej, mianowicie: Że podstarości, wbrew przywilejowi, zniewala mieszkańców miarki zbożowe w młynie o 2 gr. drożej opłacać, aniżeli na targu.
Ku wielkiemu żalowi badacza i miłośnika przeszłości nieznany jest wcale przebieg tych wszystkich walk i ich szczegóły, lecz z jednego wyrażenia naszego dokumentu[1] niewątpliwie wnioskować możemy, że były prowadzone z całą namiętnością i zapalczywością, skoro pospólstwo ośmieliło się nawet wszczynać bunty zuchwałe przeciw swym władzom. Był więc Nowy Sącz w czasie tych wypadków widowiskiem rozruchów, a może nawet i bójek krwawych. Wreszcie wszystkie strony udały się do królewskiego sądu zadwornego i wytoczyły przed nim swoje skargi i zażalenia. Tutaj też, przed tronem samego króla, znalazły spierające się stronnictwa ostateczne rozstrzygnienie swoich pretensyi, które po wszystkie czasy pozostanie niezbitym dowodem łagodności, bezstronności, pojednawczego usposobienia i prawdziwie ojcowskich rządów Zygmunta I.[2].
Strona:Jan Sygański - Historya Nowego Sącza.djvu/227
Ta strona została przepisana.