Cichońką, sławetnego Tomasza Tragowicza, mieszczanina sandeckiego małżonką prawą, wzruszeni jej znękaną dolą, sprzyjać jej umyśliliśmy, ażeby dla pewnej, zadanej sobie zbrodni, z miasta wygnaną i wywołaną, z pełni prawa Naszego królewskiego do pierwotnego stanu i kondycyi przywrócić: bezecność na nią, w sądzie wójtowskim nowosandeckim wyrzeczoną, znieść. Jakoż przywracamy i znosimy niniejszem pismem Naszem, i rzeczoną Zofię Cichońkę, żonę Tragowicza, od bezecności wolną i oczyszczoną, do praw i wolności, jakich dawniej używała, przywracamy; i do pierwotnego stanu zniósłszy plamę bezecności, wygnania i wywołania, przywracamy, tak żeby na później nikt jej tego nie śmiał zadawać ani wymawiać, pod karą 100 złotych węgierskich. Co podajemy do wiadomości wszystkich, szczególnie zaś urzędu nowosandeckiego, aby ją przy tem ułaskawieniu Naszem i przywróceniu do czci w zupełności utrzymali i o utrzymanie tegoż u innych starali się. Dan w Warszawie 23. czerwca 1653 r.“[1].
Wiek XVII., pomimo znacznej oświaty, miał także swoje ujemne strony. Ciemnota wiała tysięcznymi przesądami i zabobonami, od której nie tylko lud prosty, lecz i mieszczaństwo nie było wolnem. Wierzono dość powszechnie w istnienie czarownic i palono je żywcem na stosie[2], jak tego dowodzi wypadek następujący. W r. 1646 Magdalena z Olszyńskich, żona Szymona Wolskiego, aptekarza, zapadła na zdrowiu i wszystkie środki lekarskie okazały się bezskutecznymi na boleści, jakich doznawała w członkach. Ulegając prośbom niewieścim, udała się po radę do Reginy Oleksowej, słynnej z leczenia czarów i postrzału dyablego, t. j. srogiego bólu w palcu. Uczony aptekarz, widząc gusła i zabony, z jakimi czrownica przystępowała do rozpoznania choroby, śmiał się, aż sobie czapką gębę zatykał. Lecz wnet ucichł i zatrwożył się, bo tragarz powały, pod którym siedział, zaczął trzeszczeć okrutnie! Przerażony i przekonany wrzekomo o bytności istnego dyabła, pochwycił żonę i uprowadził[3]. Czarownicę zaś oskarżył i był powodem spalenia jej
- ↑ Act. Scabin. T. 63. p. 618.
- ↑ W XVI. i XVII. wieku rządy świeckie, tak w katolickich jak i protestanckich krajach, tysiące mniemanych czarowników i czarownic sądziły i okrutnie ścinały, aż wreszcie w r. 1631 ks. Fryderyk Spee S. J. z wielką powagą wykazał głupotę i nieludzkość procesów o czary w swem gruntownem dziele: Cautio criminalis seu de processibus contra sagas. Drugie wydanie tego dzieła wyszło w Poznaniu w r. 1647.
- ↑ Act. Scabin. T. 22. p. 326.