nistów sandeckich wynosiło w latach 1616—1624 złp. 20; później znów (1626—1639) złp. 40; w r. 1646 już 48 złp., a w r. 1656 złp. 60. Żony ich dzieliły powagę mężów, a taka pani Szczęsna Łukowiecka kumowała ze wszystkimi księżmi wikarymi[1].
Dzwonnik, przedostatni w godności kościelnej, więcej też znaczył, niż się spodziewać można, bo lud wierny głos kapłański i kantora, głos organów i dzwonów — wszystko uważał na chwałę Panu. Jak organista z mieszczanami, tak dzwonnik z przemieszczanami i wieśniakami był w zażyłości i doznawał ich względów; bywał często ich gromadzkim kumem z panią organiściną, a taki Jacek Górski, Jan Piotrowicz, Marcin Nikburowicz i Jan Kutasowicz nigdy nie omieszkał podpisać się: Companator ecclesiae collegiatae sandecensis. Temu ostatniemu kumował nawet ksiądz senior wikarych. Miejsce dzwonników było w zakrystyi lub dzwonnicy, gdzie im pomagali śrotarze. W r. 1597 kardynał, Jerzy Radziwiłł, przykazał podkustoszemu kollegiaty, aby dzwonnicy nie wyrabiali hałasów w zakrystyi i przy drzwiach kościelnych, a opilców i zuchwalców kazał odprawiać ze służby. Prócz „podzwonnego“, pobierało dwóch dzwonników 8 złp. z osobnego zapisu Jędrzeja Reczkowskiego[2]. Czasami dzwonnicy nocowali w wieży, a raz o mało jej nie spalili.
Każdy organista, przed przyjęciem obowiązku swego w kollegiacie, składał osobną rotę przysięgi w przytomności prałatów i kanoników kapituły sandeckiej. Ponieważ zdarzało się nieraz, że i dzwonnicy sprzeniewierzali się kościołowi, przeto im również nie dowierzano i żądano od nich przysięgi. Tak n. p. w roku 1704 Marcin Kacała, zastępca dzwonnika kollegiaty, wyjął z organów u fary 30 różnych piszczałek; ukrywał je w browarze księdza kustosza, a potem skrycie sprzedawał je żydowi. Wziął też pieczęć srebrną bractwa różańcowego, porąbał ją na kawałki i sprzedawał żydowi[3].
Ostatnie miejsce w służbie kościelnej zajmowali grubarze, którzy zresztą nie odegrali żadnej ważniejszej roli, owszem niektórzy z nich zostawili po sobie niemiłe wspomnienie, jak Jakób Świerkowicz z Sebastyanem Rozborowiczem w czasie morowego powietrza (1652)[4].
Oprócz tych instytucyi kościelnych, szkoły i sług, istniały jeszcze zakłady dobroczynne, z których najciekawszym był zakład