kupne. Miasto czem prędzej zebrało 46 czerwonych złotych (253 złp.) i umyślnym gońcem przesłało panom lustratorom jako honoraryum, nie chcąc podpadać wielmożnym ich odwiedzinom. Lecz krótko łudzono się marną nadzieją!
Jan Zięba, rajca miejski, za pilnemi sprawami musiał wyjeżdżać; na Użewskiego zatem przychodziła kolej w burmistrzowaniu. A właśnie nadjechał wielmożny Paweł Marchocki, starosta czchowski[1], wielki miasta orędownik u szlachty: za jego bowiem głównie przyczyną miasto uzyskało na sejmiku proszowickim poparcie darowizny sołtystwa w Falkowej i trzeciej miary młyńskiej. Pierwszą więc czynnością Użewskiego miało być przywitanie wielmożnego pana: rad był tej sposobności.
Lecz właśnie kiedy objął władzę, nieszczęśliwym wypadkiem Jakób Teiffer, faktor budowniczego Króla Jegomości, śmiertelnie został raniony szablą od Michała Straussa z Preszowa na gospodzie Zięby i umarł na trzeci dzień na gospodzie Stanisława Durałkowicza, sługa zaś jego posieczon, a to w przytomności i bez mała za pomocą czeladzi tegoż pana starosty czchowskiego[2].
Dopiero Użewski poznał, jakie go kłopoty czekają! Bo nie wiedzieć, o co wprzód prosić starostę czchowskiego: Czy o dalsze popieranie darowizny Falkowej i trzeciej miary z młynów królewskich? czy o wybawienie miasta od przyjmowania lustratorów? czy wkońcu o przyczynienie się za miastem w procesie o zabicie faktora budowniczego królewskiego, w co wplątano właśnie starosty czeladź! Na dobitek kłopotu, pomimo zabiegów pana Zaręby i pomimo posłanych dukatów, spadło na Użewskiego to lustracyi brzemię, tem cięższe, że w skarbie miejskim pieniędzy żadnych nie było, a pospólstwo o niczem wiedzieć nie chciało.
W niedzielę przyjechało najprzód dwóch dworzan, zapowiadając panu burmistrzowi, że jadą wielmożni lustratorowie. Starszy z nich, Molicki, prosto zajechał do gospody Użewskiego i opowiedziawszy gości, nie wzgardził podaną sobie gorzałką, której wypili za 6 gr. Na obiad jedli: rosół, mięso, pieczeń z kapustą, krupy z masłem i ser, popijając piwem. Owsa wzięli 2 wiertele, t. j. półkorca. Na wieczerzę znowu pieczeń.
Molicki, dworak całą gębą, wygadany i śmiały, tak sobie poufale poczynał, jak gdyby u siebie w domu, a z Użewskim nieomal