Tyle zadość uczynienia otrzymał Użewski za swój trud i prace. Nie zdołało to stłumić niechęci, jaką miał w sercu ku Rogalskiemu, którego obwiniał o owo wypaplanie przed panami lustratorami, co zaszło na ratuszu. Ku końcowi dopiero 1631 r wybrał swą należytość, a zgromadzone pospólstwo jednogłośną uchwałą zażądało od niego rachunku z tego szosu wybranego[1].
W owym roku 1630 wydarzył się w Nowym Sączu smutny wypadek, który obił się aż o uszy samego króla. Zygmunt III. stawiał zamek w Warszawie. Budowniczy Jego Królewskiej Mości, Erhard Kleinpold, wysłał za miedzią i innemi potrzebami na Węgry faktora swego, Jakóba Teiffera. Faktor ów był to człowiek hulaka i lubiał napijać. Zakupiwszy miedzi w Smolniku, zjechał do Preszowa, gdzie w jednej gospodzie pił i grał w kręgle z tamtejszymi mieszczanami, przyczem powadził się z Michałem Straussem, który kupczył winem do Polski. Poczęli sobie odgrażać nawzajem. Teiffer odpowiadał Straussowi: „Poczekaj! chybabyś w Polsce z towarem nijakim nie bywał, tedybym cię nie brał i nie kazał imać! bo mam na was Węgrów takie węgierskie prawo, że mi was w Polsce wolno brać, imać, ciążyć!“ Michał Strauss z swej strony nie został dłużen odpowiedzi, więc sobie nawzajem grozili.
Niezadługo potem wracał Teiffer z miedzią do Polski, i po drodze zatrzymał się dłuższy czas w Nowym Sączu w gospodzie Jana Zięby, rzeźnika, gdzie żył sobie wesoło za królewskie pieniądze, mimo że rękę ranną nosił na jedwabnej taśmie. Zjechał też niebawem w sprawach kupieckich do Nowego Sącza Michał Strauss, a będąc zaczepiony od Teiffera, zadał mu swą potężną szablą śmiertelny cios w obecności trzech pachołków starosty czchowskiego. Pomimo prędkiej pomocy, jakiej mu udzielił cyrulik, Paweł Witopolski, nie można go było utrzymać przy życiu; na trzeci dzień wyzionął ducha w gospodzie Stanisława Durałkowicza, cechmistrza krawieckiego[2].
Mieszczanie, nie mogąc się sami imać Straussa jako cudzoziemca i kupca jarmarcznego, udali się do grodu, prosząc o sprawiedliwość. Zaciągniono ich żądanie do akt i pozwolono imać go. Strauss chciał zmykać, ale Jakób Miński, starszy pisarz miejski, spostrzegłszy to, wysłał w pomoc czeladź swoją, ażeby mu zastąpiła drogę. Tymczasem on uszedł do klasztoru Norbertanów, gdzie jako