Strona:Jan Sygański - Historya Nowego Sącza.djvu/437

Ta strona została przepisana.
—   184   —

l, jak wiadomo, sprzedawano do Węgier beczkami, a jedna kosztowała 4 złp. I ten towar, podobnie jak śledzie, musiano nawet za granicę dawać często na kredyt, jak n. p. do Bardyowa jakiejś krawcowej chromej (1609 r.).
Miód, jak okazuje się z nader rzadkich o nim zapisków, musiał podówczas w Nowym Sączu, wobec bardzo znacznego handlu winem, wcale niewielką odgrywać rolę w świecie kupieckim. Widać, że wyrób jego po dworach szlacheckich i miasteczkach wystarczał na potrzeby domowe, i dlatego jako artykuł handlu niewielkie miał znaczenie. Mimo to znajdował się w Nowym Sączu wyszynk miodu, który sprzedawał szewc, Andrzej Strączek, a gatunki jego musiały być różne, skoro znajdujemy (1630 r.), że garniec kosztował po 12 i po 16 gr. Tymowski płacił beczkę po 44 złp., biorąc od niejakiego Krasowskiego. Również i wosk bardzo mało bywa wspominany. Najwięcej, zdaje się, kupowano go na potrzeby kościelne, 1 funt po 11 gr.[1].

Oprócz wymienionych, widocznie znaczniejszych kupców sandeckich, znajdowali się jeszcze inni, którzy towary swoje także wysyłali daleko w głąb Polski. I tak Wawrzyniec Sławiński krymarzył drogiemi materyami w latach 1630—1646 wśród doli i niedoli, jak wszyscy bracia kramarze. W r. 1637 okradziono go w nocy, kiedy w izdebce przyległej kilku mieszczan piło. Podejrzenie padło na garncarza, Mateusza Turoszka. Sławiński liczył sobie szkody 400 złp., gdyż mu z taszów kramarskich zabrano: półaksamity i muchairy tureckie oprócz jedwabiów. Oskarżył Turoszka i wtrącił go do więzienia a nie udowodnił zbrodni. Obwiniony apelował do sądu wyższego i nakazano Sławińskiemu: Aby natychmiast uwolnił obwinionego — odwołał podejrzenie — odsiedział to samo więzienie, a wkońcu zapłacił 30 grzywien do skarbu miejskiego[2]. W tym jeszcze roku (1637) nawiedziło Sławińskiego nowe nieszczęście. Piekarz tarnowski, Szkot Alexander Schade, utrzymując przyjazne stosunki z cechem kramarskim sandeckim, składał u Sławińskiego swoje miodowniki i wyroby piekarskie. Tymczasem wybuchł pożar i kilka domów w rynku w perzynę obrócił. Dom Sławińskiego zgorzał też do szczętu wraz z cechową skrzynką i piernikami. Spaliły się wszystkie przywileje i pisma cechowe, a miodowniki tarnowskie wartości 37 złp. na dwóch kupach okrutnie gorzały. Schade zaskarżył o to Sławińskiego, lecz ten usprawiedliwił i oczyścił się przysięgą.[3].

  1. Dyaryusz Tymowskiego.
  2. Act. Scabin. T. 55. p. 418—427, 463, 499.
  3. Act. Scabin. T. 55. p. 722, 807, 822, 827.