Strona:Jan Sygański - Historya Nowego Sącza.djvu/45

Ta strona została przepisana.

nieboszczyka, odbierając mu noże: że go z izby wyprowadził, zamiast użyczenia obrony, do czego z urzędu i jako gospodarz był obowiązan. Śledztwo i świadkowie wykazali niewinność jego. W końcu dozwolono mu odprzysiądz się winy.
Trudniejsza sprawa była o szkody, których skarb królewski z przyczyny zabicia faktora ponosił na 15.000 złp. Kleinpold czepiał się o to Zięby. Ten zaś broniąc się, wykazywał majątek Straussa. Wyjawiły się też mimochodem: nieboszczyka rozrzutność i lekkie życie; sprzedaż 5 cetnarów miedzi kutej za 448 złp., i inne niekoniecznie powabne nowiny[1].
Majątek Straussa w Nowym Sączu, mianowicie długi za wina sprzedane, okazały się nierównie mniejszymi, jak sądzono. U Mateusza Kotczego i Krzysztofa Halenowicza miał mieć 5.000 złp. Tymczasem Kotczy przyznał tylko 900 złp. — a głośno mówiono, iż przestrzeżony Strauss odebrał resztę. A tu samego Straussa trudno było do odpowiedzialności pociągać, bo uciekł. Do tego jego obrońca, Maciej Tessarowicz, stary i doświadczony prawnik, odparł: Iż Strauss jest obcym, a jako kupiec jarmarczny według konstytucyi z r. 1611 podlega tylko starości grodowemu.
Kleinpold przesiedziawszy kilka tygodni w Sączu nic nie wskórał, prócz gościnności doznanej od mieszczan, którzy na wyjezdnem znowu dwa garnce wina z nim wypili, polecając nadal swe dobre chęci. Wróciwszy, jako mógł, wymawiał się królowi z poniesionych strat. Zwalał winę na mieszczan, iż nie utrzymują w tajemnicy uchwał radzieckich, przez co dłużnicy ostrzeżeni wcześnie mogą zataić majątek, jak to uczynili ze Straussem. We dwa lata stanęła przyjacielska ugoda między Michałem Straussem z jednej, a Erhardem Kleinpoldem z drugiej strony. Umorzono sprawę o zabicie Teiffera, a budowniczy Króla Jegomości uwolnił go od wszelkich pieniactw i napaści. Lecz kto poniósł ową stratę 15.000 złp.? Zdaje się, że skarb królewski.

Król nauczony doświadczeniem nie poruczał już budowniczemu swemu zakupna i dostawy potrzebnych materyałów, lecz się udał do kupców, mianowicie do sławetnego Jakóba Dzianotti, mieszczanina warszawskiego, nadwornego zawiadowcy sprawunkami. Polecił mu dostarczenie drzewa budowlanego. Dzianotti, będąc w ciągłej styczności z spławnikami sandeckimi, poruczył zakupno i odstawienie do Warszawy: Walentemu Tymowskiemu z Grybowa, który niezwłocznie wyjechał za kupią, opatrzony w list wierzytelny Zyg-

  1. Act. Consul. T. 52. p. 151.