mentem przykazał kupcom, jadącym z Węgier do Polski z towarami, aby drogą na Sącz koniecznie jechali, a nie mijali myt jego, pod karą utraty towarów swoich[1]. Był to już ostatni przywilej tego króla, wydany dla Nowego Sącza.
W pierwszej połowie maja 1648 r. zachmurzyło się nagle pogodne niebo, błyskawica jedna drugą ścigała — a jak jękło na podniebiu, to aż zadudniała ziemia, zatrzęsły się dachy i wieże miasta Nowego Sącza. A kiedy ucichło na chwilkę, to dochodził z jednej strony straszny szum spienionego Dunajca, a z drugiej Kamienicy warczenie. Śrotarze[2] prawie przez całą noc u fary bili we dzwony, aby rozpędzić złowrogie chmury, jak pisze burmistrz Wojciech Bogdałowicz w księdze wydatków miejskich: „Śrotarzom, co dzwonili na chmury ledwie nie cała noc, dałem na piwo i na świece 7 gr.“ Przerażona ludność sandecka modliła się do Boga, a wszystko od starca do niemowlęcia przeczuwało jakieś blizkie nieszczęście. Przeczucie to rosło w nieskończoność, kiedy trzeciego dnia znowu podobna szalała burza. I znowu jęk dzwonów całą noc się rozlegał, a śrotarze świece palili i piwo pili, a dzwonili, co sił stało. Nazajutrz znaleziono martwą sierotę pod ratuszem, co również pan burmistrz wpisał do księgi miejskiej: „Śrotarzom, gdy drugi raz dzwonili na chmury, na piwo i na świece dałem 6 gr.; od pogrzebu i dołu sierocie jednej, która pod ratuszem umarła, dałem 12 gr.“[3].
I nie zawiodło przeczucie! bo chwile burzy były właśnie chwilami dogorywania króla Władysława IV. w Mereczu na Litwie 18. maja 1648 r., a wieść o śmierci jego wkrótce całą Polskę żałobą okryła. Zarazem gruchnęły wieści, że Bohdan Chmielnicki na czele Kozactwa podniósł rokosz przeciwko Polsce w połączeniu z nieprzejrzaną chmarą tatarską, i że paląc i mordując, kroczy ku Warszawie. Starostowie grodowi, nie czekając rozkazów, opatrywali zamki i grody, bo strach był niepłonny.
Obrona miasta Nowego Sącza podupadła znacznie; mury i baszty nie pokryte waliły się, bramy pogniły, armata zardzewiała, a mieszczenie i wieśniacy zapomnieli robienia bronią. Czem prędzej więc na wieść o grożącem niebezpieczeństwie zwołano mularzy i ugodzono do naprawy murów miejskich. Dano zadatku 40 złp., a wapiennik, Petryło z Grybowa, odebrał rozkaz dostarczyć wapna. Jakoż