Po śmierci Władysława IV. w maju 1648 r., sejm konwokacyjny zaznaczył elekcyę nowego króla na 6. października[1], która według zwyczaju miała się odbyć na błoniu pod warszawską Wolą. Kto tylko szlachcicem być się mienił, konno i zbrojno spieszył wolny głos swój przyłączyć do głosów braci i wybrać albo być wybranym. Tak kazało odwieczne prawo i obyczaj uświęcony, tak głosił Maciej Łubieński, arcybiskup gnieźnieński, prymas polski, a namiestnik królewski podczas bezkrólewia. Od Boga zaczęto, jak zwykle. Uroczyste pienia arcykapłanów wzywały Ducha św., aby oświecił umysły mądrością i zgodą, a ks. Stefan Wydżga[2], opat sieciechowski, kazał w warszawskim kościele św. Jana o wybieraniu królów wedle Pisma św. i starozakonnych ksiąg królewskich. Po kazaniu i służbie Bożej ruszyła się szlachta ku okopom, naumyślnie ku temu sporządzonym na warszawskiem błoniu. Był to wał i przekop, otaczający elekcyjne pole, i miał tylko 3 bramy: od południa, wschodu i zachodu, a w pośrodku szopę z desek, pod którą stały senatorskie krzesła i tron prymasowski.
Konna szlachta jechała pod przewodnictwem swych wojewodów, każde województwo w osobnym zastępie i wedle obyczajem dawnym