Strona:Jan Sygański - Wyroki ławicy sandeckiej.pdf/18

Ta strona została uwierzytelniona.

30 rózg pod pręgierzem. Marcin Czelej odebrał ich 40, a matka Zofia Koziarczykowa zato, że synowskie kradzieże przechowywała, a tem samem do dalszej zbrodni dawała pochop, musiała wytrzymać chłosty 15 rózg, i to na miejscu tracenia, aby wiedziała, że się przyczyniła do hańby i śmierci swego dziecka[1].
6. Floryan Siemichowski, szlachcic aryański, przyjął wprawdzie chrzest[2] w Bruśniku 1652, mimo to wcale katolikiem nie był, a skoro tylko Szwedzi z początkiem października 1655, pod dowództwem Jerzego Forgwella, wkroczyli do Nowego Sącza, pospieszył czemprędzej złożyć przysięgę wiernego poddaństwa Karolowi Gustawowi, królowi szwedzkiemu, a zarazem przyjął służbę pachołka u majora Liktyna. Strapieni ludzie, z obawy przed rabunkiem szwedzkim[3], ukrywali swoje ruchomości i kosztowniejsze rzeczy, gdzie tylko mogli. W Nowym Sączu najodpowiedniejszem i najbardziej bezpiecznem miejscem po temu zdawały się być groby sklepione pod obszernym kollegiackim kościołem św. Małgorzaty. Pani Zofia Stanowa, wdowa po Jerzym z Nowotańca Stano, staroście grodowym sandeckim (1627—1637), po wspólnej naradzie z Janem Boczkowskim, podstarościm sandeckim, kazała spakować swoje kosztowności i oddała je do przechowania ks. Janowi Witaliszowskiemu, kustoszowi kollegiaty. Nocą przeniesiono skrzynie do kościoła, gdzie odebrał je Marcin Nikburowicz, dzwonnik, poczem ukryto je gdzieś w kościele, ale nikt nie wiedział, gdzie i jakim sposobem.

Ale wiarołomny i przebiegły Siemichowski, dowiedział się 6. grudnia 1655, że w grobach kollegiaty mają być ukryte skarby pani Stanowej i pana Boczkowskiego. Natychmiast doniósł o tem panu swemu Liktynowi, ten zaś podpułkownikowi Steinowi[4]. Za-

  1. Str. 47—51.
  2. W najeździe na Bruśnik 1652, kiedy to pana Adama Rożna zabito, brał udział także Florek Siemichowski. Pochwycił go przytem dzwonnik w Bruśniku, Walenty Tuchowski, i byłby niezawodnie przypłacił życiem, ale przebiegły Florek oświadczył się z gotowością przyjęcia chrztu i to go na razie uratowało od śmierci.
  3. O rabunkach szwedzkich w Sandeckiem, świadczą dawne zapiski. Tak n. p. w księdze Bractwa św. Anny w Starym Sączu (1622—1775) zanotowano lakonicznie pod rokiem 1656: Ceteram pecuniam Sueci cum Polonis haereticis ac Iudaeis hostiliter templum invadentibus in vig lia S. Bartholomaei Apostoli, cum thesauro ecclesiae, apparamentis confraternitatis rapuerunt, cistam conquassatam vacuam relinquentes. Na innem znów miejscu o wielkim kielichu i ornacie krótko zapisano: Szwedzi go wzięli 1656. — Z dalszych zapisków w tejże księdze dowiadujemy się, że Katarzyna Lubieniecka, ksieni Benedyktynek w Staniątkach, schroniła się przed Szwedami do dworu w Barcicach, wraz z dwiema zakonnicami: Barbarą Bocheńską i Anną Lubieniecką. Eufrozyna zaś Stanisławska, ksieni Klarysek krakowskich u św. Andrzeja, znalazła przytułek we dworze starosandeckim, razem z dwiema zakonnicami: Anną Bogucką i Aleksandrą Zamoyską.
  4. Wymieniony Stein dał się dobrze miastu we znaki. Kazał sobie przynosić na zamek lane woskowe świece, posyłano mu je prawie codziennie. W księdze wydatków miejskich z r. 1655 znajduję o tem zapisek 24 razy. Zwykle tam stoi: „Za świece lane Steinowi na ten czas komendantowi na miejscu Forgella“, albo „za dwie świece lane do grodu oberszterowi“. Distributa fol. 203—205.