Strona:Jan Sygański - Wyroki ławicy sandeckiej.pdf/25

Ta strona została uwierzytelniona.

nackiego, w Męcinie Jana Krzesza[1], z tego głównie powodu, że Aryanie w czasie najazdu szwedzkiego na Polskę sprzyjali otwarcie Szwedom. Nie ulega jednak wątpliwości, że także chciwość łupu odgrywała tu niemałą rolę. Nie jest też dziś już tajnem, że Karol Gustaw, król szwedzki, jednał sobie łapówkami Aryan polskich w Sandeckiem. Tak n. p. Mikołaj, Jan i Stefan Przypkowscy otrzymali razem 300 dukatów od króla szwedzkiego, 5. października 1655[2].
15. Mateusz Mamczarczyk z Sokołowic, zabił Chrzanowskiego, sługę i włodarza pana Joachima Rarowskiego, dzierżawcy dóbr królewskich w starostwie sandeckiem. Prócz tego napadał i rabował dwory szlacheckie w Włostowicach, Jankowicach, Majkowicach i w miasteczku Uściu solnem. Oddany sądowi wójtowskiemu ławniczemu 3. lutego 1659, zeznawał tamże, jakich miał wspólników, gdzie rabowali i co zabierali. Sławetny Wawrzyniec Waganowski, instygator urzędu radzieckiego, prosił ławicy, by go oddano na męczarnie w celu lepszego wyjaśnienia sprawy. Rozciągany na torturach i trzy razy przypiekany, zeznał, że zabił włodarza Chrzanowskiego kijem, a Wieczorek i Milek zanieśli go do wody i utopili. Hetmanem w tym rabunku był im Ogórek[3], który sam jeden miał strzelbę ze sobą, a żaden inny nie miał. Mocą wyroku, wydanego 4. lutego 1659, Mateusz Mamczarczyk ćwiertowany był na cztery części na miejscu tracenia, a potem zawieszony na palu przy drodze publicznej[4].
16. Dwaj wyrodni szlachcice: Andrzej i Kasper, synowie Kaspra i Elżbiety Stockich, właścicieli Kątów, już dawno chcieli się pozbyć rodziców swoich, aby potem zagarnąć ich majątek. Do osiągnięcia swych niecnych zamiarów różnych używali sposobów. Spełniona zbrodnia nie mogła się jednak długo ukrywać i z czasem na jaw wyszła. Marcin Woźniak ze Słopnic raz po raz powtarzał przed sądem wójtowskim: „Odzywali się z tym przy drugich i na to się zmówili, żeby ojca i matkę zabić kazali, a ktoby się podjął tego uczynku, dobrze mu to nagrodzić obiecywali, prosząc swych poufników, żeby tego nikomu nie powiadali“. Inny znów świadek, Jan Węgrzynowski z Łososiny, zeznał: „We wsi Siekierczynie pod Bożą męką za browarem, jadając pan Andrzej Stocki z Stanisławem Zielińskim, księdza plebana Słopnickiego (ze Słopnic) krewnym, spostrzegli mnie tamże za parkanem i spytali mnie, jeślim słyszał, o czym rozmawiali. Obiecał mi wtedy pan Andrzej Stocki dać złotych 100, żebym był z Zielińskim do Kąt jechał i tam ojca jego pozabijał, alem nie chciał jechać“.

Naco się jednak Jan Węgrzynowski nie odważył, dał się namówić do tego Marcin Woźniak ze Słopnic. Stawiony przed sądem wójtowskim ławniczym 23 stycznia 1660, zeznał sam dobrowolnie,

  1. Acta Castr. Sandec. Rel. T. 127 pag. 1396, 816, 1363, 1399.
  2. Rękop. pol. muz. nar. w Rapperswilu, T. III. z lat 1651—1659.
  3. Stracony na Wiśniczu, jak czytamy w zeznaniu Mamczarczyka.
  4. Str. 119—126.