Nie miej nadzieje w baszciech murowanych,
Ni w twoich wałach tak miąższo sypanych;
Co ręka zrobi, druga skazić może,
Jeśli nas Twoja moc nie wesprze Boże!
∗
∗ ∗ |
Podczas mszy św. aż do czasów cesarza Józefa II., śpiewano u nas zawsze po łacinie. Dopiero, gdy Józef II. dnia 10. września 1781 wydał swe sławne rozporządzenie, dotyczące kultu katolickiego, zaczęto pisać niemieckie „Messlieder: Hier liegt vor deiner Majestät“ Jana Michała Haydna[1] itp. Przez Galicyę poszły te śpiewy do Warszawy, stamtąd do Poznania itd. W Warszawie Jan Stefani, Karol Kurpiński, Romuald Zientarski, a nawet luter August Freyer, pisali melodye do mszy polskich. Jak zielsko każde rozpowszechniały się one lotem wiatru niesłychanie szybko. Już ks. Michał Mioduszewski w swym „Śpiewniku kościelnym z r. 1838“ ma 7 mszy, późniejsi wydawcy drukują ich daleko więcej. Dzisiaj już ich nie wydają, pozostały one między starymi rupieciami. Warto przeczytać o podobnych zakusach niemieckich u Wilhelma Bäumkera.[2]
Śpiew polski kwitnął co prawda już w XVI. wieku w kościołach naszych, ale tylko poza nabożeństwem ściśle liturgicznem. W wieku XVII. znacznie się rozwinął, natomiast w marnym XVIII. wieku tylko jeszcze w klasztorach przytułek znalazł, zresztą upadał coraz bardziej.
Śpiewniki aż do końca tegoż ostatniego wieku mszy polskich nie znają. W szkołach katedralnych i kollegiackich śpiewano tylko chorał gregoryański i inne łacińskie figurą, t. j. z muzyką na głosy. Pieśni polskie śpiewał lud, co wynika z dekretu Reformationes generales r. 1621: „Advertant locorum Curati, ne cantilenae Polonicae, tempore Paschatis et Pentecostes, a populo cantari solitae, aliquid erroneum, vel indecens, contineant... Idipsum judicamus de cantilenis