Pani Wielogłowska, nie mogąc znieść dłużej ciągłych obelg przeciwko podwojewodzemu, ujęła się za swym krewniakiem i na obelgę odpowiedziała obelgą. Łopacki za jedną obelgę oddawał kilka, i wbrew oświadczył, że ją wyrzuci ze swej kamienicy. Obrażona szlachcianka, tracąc cierpliwość, uderzyła go, a on nie pytając wiele, pochwycił i wyrzucił ją na ulicę, tak że w błoto wpadła. Córka ujęła się za pokrzywdzoną matką, ale i ją pochwycił, wyrzucił na ulicę, powybijał potem okna, wyważył drzwi i zabrał z sobą. Działo się to na św. Marcin o czwartej godzinie w nocy 1631 r.
Wystraszone szlachcianki, nie wiedząc, co począć, udały się zaraz do burmistrza, Pawła Użewskiego,[1] prosząc o wymiar sprawiedliwości. Nazajutrz Marcin Wielogłowski, podwojewodzy sandecki, i brat jego Krzysztof, podstarości sandecki, przyszli na ratusz i, jako opiekunowie, zanieśli żal i skargę na Łopackiego. Pani Konstancya okazała siny raz na ręce, a matka jej swoje szaty splamione w błocie. Wyznaczono termin, czyli roki sądowe. Ale właśnie pan podwojewodzy musiał w tym czasie wyjechać w osobistych interesach swoich, więc urząd odłożył sprawę na później, o co Łopacki nie pogniewał się wcale.
Łopacki miał niezwyciężoną chętkę, według zwyczaju swego, pieniać się na zabój, ale nowa sprawa ciężkiej obrazy[2] honoru ks. Bartłomieja Fuzoryusza, kustosza kollegiaty, wskutek której całe miasto poruszył przeciwko sobie, skłoniła go do zgody. Posłał tedy do pani Wielogłowskiej, prosząc o zgodę i zdając się na sąd polubowny Jana Wojakowskiego i Stanisława Rogalskiego. Jakoż stanęła zgoda. Łopacki za szkody i urazy zapłacił 12 złp., przeprosił i zaręczył, iż panią Konstancyę Przytkowską pozostawi nadal w spokojnem posiadaniu części kamienicy Smoczowskiej.
Pan Adam Trzciński z Nowejwsi miał także 700 złp. długu u Łopackiego. Dowiedziawszy się więc o znieważeniu pani Wielogłowskiej i jej córki, zjechał i zapozwał go o swój dług. Łopacki, rozgniewany na wójta Tomasza Pytlikowicza, który różne jego sprawki już nieraz sądził, wmówił w siebie, iż się to stało na jego wezwanie; głośno zatem obwiniał wójta, iż doniósł panu Trzcińskiemu o swem niecnem postępowaniu.