bożna wdowa, niegdyś podstarościna sandecka. Ta, widząc opuszczone niemowie, radziła uciekać się o pomoc do Boga i bł. Kingi. Rozum podwojewodzego nie dozwolił nierozumianego kroku, a dziecię coraz to silniej rzucała epilepsya i lada chwila miało już konać. Zgorszona Gładyszowa taką obojętnością w wierze, nie pyta o pozwolenie, porywa konające dziecię, podnosi w górę i uroczyście ślubuje: wraz ze mszą św. ofiarować je do grobu bł. Kunegundy. Tej samej chwili uśmierza się epilepsya, a w godzinę dziecko było już zdrowe.[1] Zdumiał się podwojewodzy, lecz czy uwierzył w cud? Trudno orzec. To tylko pewnem, że według uczynionego ślubu ofiarowano dziecię u grobu Kingi, gdzie też siostra podwojewodzego, Ewa Wielogłowska, należała już do dziewic poślubionych Bogu.
6. Drobna szlachta garnęła się zwyczajnie pod opiekuńcze skrzydła zamożnych rodów, przyjmując u nich wiernie poddańczą służbę, a przytem nieraz dorabiając się mienia. Należał do niej między innymi Stanisław Ługowski, z małżonką swoją Elżbietą. Jako skrzypek nadworny Stanisława Lubomirskiego, starosty sandeckiego (1597–1613), a później jego następcy, Sebastyana Lubomirskiego (1613–1627), miał mir i poważanie w mieście. To też Jerzy Tymowski pokumał się z nim, a notując dług jego — za 1½ łokcia falendyszu po 2 talary w wełnie farbowanego — dopisał w końcu: „Może mu co opuścić, jako kmotrowi“. Musiał być jednak nieszczególnym płatnikiem, skoro w r. 1609 wpisany został w poczet starych dłużników, i to za marne 3 łokcie kiru brzeskiego po 10 gr.
W r. 1617 wyręczał już Ługowski w kupnie Jakóba Gogolewskiego, wójta z Łącka. Brał wtedy dla pani Gogolewskiej kilka łokci uterfinu czarnego po 48 gr., dając w zastaw 3 czerwone złote, niespełna ważne. W zażyłości zostawał z tym panem wójtem, i kupował znów dla niego sukno, które mu sam odwoził do Łącka 1622 r. Nie płacił jednak gotówką kupcowi za towar, więc pani Elżbieta zastawiła srebrny pierścionek, a pan Stanisław obrączkę srebrną.
W r. 1627 mieli Ługowscy wielkie zmartwienie, gdyż córeczka ich siedmioletnia Elżbieta, przez ospę utraciła wzrok, zsiniała, spuchła i w okropnych boleściach już prawie konała, a rodzice obumierali od żalu. W tem zrywa się chora dzieweczka, mówiąc, że widziała bł. Kunegundę w habicie zakonnym. Słysząc
- ↑ Frankowicz str. 369.