30
winniśmy go pozbawić wszystkich mężczyzn, którzy rodzin nie posiadają, wszystkich zatem celibataryuszów.
Co się tyczy kobiet zamężnych, to obok tego, że są one członkami rodzin, — przypuśćmy podległymi swym mężom, — trzeba pod pewnym względem przyznać im i godność bezpośrednich członków społeczeństwa. Wyjście za mąż nie jest abdykacyą żadną z praw obywatelskich, tylko zobowiązaniem się do współudziału — przypuśćmy, że w charakterze pomocnicy męża — w pewnem społecznem powołaniu. Uznanie w kobiecie obywatelki bynajmniej nie jest równoznaczne z zaprzeczeniem rodziny. Prawa tej ostatniej dość będą zabezpieczone, gdy jako instytucyi naturalnej i od państwa starszej przyzna się pewien zakres działalności, któregoby nawet powaga państwa nie ośmieliła się uszczuplać. Żeby zaś któryś z członków rodziny nie mógł od społeczeństwa czy państwa ani nic otrzymać, ani mu nawzajem nic dać inaczej, jak tylko przez rodzinę, do której należy, tego naturalne prawo, wynikające z istoty rodziny, wcale nie wymaga. A przynajmniej nie jest to takim pewnikiem, by mógł służyć za punkt wyjścia do odmawiania kobiecie pełni praw obywatelskich.
Niektórzy znowu przeciwnicy równouprawnienia kobiet upatrują jakiś organiczny związek między polityką i udziałem w rządzeniu z jednej, a służbą wojskową z drugiej strony. Zarówno według protestanckiego autora Paulsena[1], jak i O. Cathreina, temu tylko przystoi stanowić prawa, kto może wziąć miecz do ręki, by im posłuch zapewnić, tylko ten może sądzić, kto posiada siłę, by wyrok wykonać. Kobiety, nie nadając się do służby ani wojskowej, ani policyjnej, konsekwentnie nie powinny mieć miejsca w prawodawstwie, sądownictwie, administracyi publicznej, ani mieć wpływu na te dziedziny przez prawo głosowania. Zwra-
- ↑ Por jego „Etykę“, str. 289 i nast.