Strona:Jan Zacharyasiewicz - Przy Morskiem Oku.djvu/10

Ta strona została przepisana.
—   12   —

od okna, gdy nagle uczuł na ramieniu rękę niewidzianego dotąd towarzysza.
— Kogóż żegnasz, panie Alfredzie, zawołał głos dobrze mu znany, czy żegnasz jaką baletnicę warszawską?
Pan Alfred obrócił się i ujrzał młodego mecenasa, dobrego znajomego.
— Tym razem żegnam nieznajomą blondynkę, z nieocenioną mamą, odpowiedział mężczyzna o szwedzkich wąsach, która przed jakimś sąsiadem wyspowiadała się głośno, że jedzie do Biarritz, a jej siostra tymczasem gospodaruje w Jaszczurowie.
— A!... Pani Dorota z Jaszczurowa, poczciwa stara panna, która sama śmietanę zbiera i robi masło, aby jej kochana siostrzyczka mogła swoją córeczkę obwozić na różne wystawy za granicę.
— A czy im wystarczy na to?
— Matka Leonii już wszystko swoje przepuściła, szukąjąc znajomości zagranicznych, ale Jaszczurów, którego właścicielką jest jej siostra, zapewnie dla niej się dostanie.
— Czy jest to znaczniejsza kondycya?
— Trzysta morgów dobrej ziemi bez długów.
— Zapewnie ciocia odda to siostrzenicy?
— Naturalnie. Bliższych sukcesorów nie ma, a obie siostry kochają się jak przykładne rodzeństwo.
Pan Alfred wziął młodego mecenasa pod ramię i obaj wyszli z dworca

III.

Jakkolwiek to było lato, w stolicy Niemiec panował ruch nie lada. Hotele były zapełnione, na ulicy roiły się tłumy, rozmaite widowiska odbywały się codziennie. W »Hotelu Centrale« dawano codziennie koncerta, na których zgromadzała się wyborowa publiczność. Goście hotelowi mieli wstęp wolny na te koncerta. Królewskie sale hotelu były ozdobione egzotycznemi roślinami, pomiędzy któremi stały okrągłe marmurowe stoliki
Przy jednym z tych stolików zwykła siadywać pani Aneta, przypatrując się przez lornetkę z długą rączką rozmaitym narodowościom. Przy niej siedziała Leonia najczęściej z książeczką