szpetna, mówiła szukając między papierami, ale cóż z tego?.. Matce się w głowie przewróciło. Ciągle za granicą siedzi wszystko już stracili. Uroiła sobie, że córkę wyda za jakiego księcia, albo hrabiego. Ot, teraz musiałam im dać na podróż, aż do Hiszpanii. Żal mi tylko Leonci, bo to panna ładna, utalentowana i zacna. Moje perswazye nic nie pomogły!
— Czy panna Leonia wyjechała z matką za granicę? zapytał pan Władysław, a oczy jego ożywiły się.
— Już dwa tygodnie jak siedzą w Berlinie. Pisze mi Aneta, że ktoś tam kręci się koło Leonci.
Pan Władysław nieznacznie przybladł, chmurka zawisła na jego czole. Pani Dorota zaczęła teraz znowu po stole między papierami przerzucać
— Miałam tu gdzieś fotografię Leonci, chciałam ci ją pokazać.
— Pannę Leonię — widziałem we Lwowie na wyścigach. Pokazywano mi ją, ale nie miałem szczęścia z nią mówić.
— Rozumna, bardzo rozumna panna! Ale matka ma głowę przewróconą Tak ją wychowano, tak samo wydano za mąż, a dobrawszy sobie podobnego męża, nie mieli oboje nic pilniejszego, jak cały majątek na przejażdżki i zagraniczne konesanse stracić! Ciekawam, kogo teraz dla panny bez posagu na męża złapie!... Ale siadajże, panie Władysławie, rozgadałam się, bo to mnie boli, a o posiłku dla ciebie zapomniałam. Zapewne dobrej kawy z dobrą śmietanką nie odrzucisz, a potem co Bóg da i czem chata bogata.
Pani Dorota wybiegła z pokoju. Pan Władysław posunął ręką po włosach, jakby coś nie miłego chciał z czoła ztrącić i kilka razy przeszedł się po saloniku. Na twarzy jego malowało się jakieś niezadowolenie. Spodziewał się kogoś więcej tutaj obaczyć, a tymczasem nietylko, że nie obaczył, ale nawet dowiedział się gorszych rzeczy. Przywiodła go tutaj pewna ukryta myśl, czyli mrzonka, pewne pragnienie duszy, którego nawet przed sobą samym jeszcze nie wypowiedział. I w tym kwiatowym zawiązku spotkał go już zawód, a zawód tem boleśniejszy, że połączony z własnym wyrzutem. Czemuż nie przyjechał kilka tygodni wcześniej? Teraz, może już być za późno!
Za późno — te słowa są straszne, gorsze od samej klęski!
Strona:Jan Zacharyasiewicz - Przy Morskiem Oku.djvu/18
Ta strona została przepisana.
— 20 —