Pani Aneta skinęła głową, a rozgorączkowana Leonia patrzała zamyślona w powietrze, jakby coś ujrzeć chciała, czego tam dla innych oczów nie było.
— Koblencya! zawołał sternik na pokładzie.
Od tego czasu minął miesiąc. Pani Aneta uznała za stosowne skrócić metę swojej podróży dzisiaj już bezcelowej. Dopiąwszy celu postanowiła wrócić do kraju, na co się Leonia zgodziła. Chciała także i siostrze swojej, pani Dorocie, zrobić pewną przyjemność. Pani Dorota nieraz mawiała o tem, że włócząc się za granicą, nie znamy skarbów, które kraj nasz posiada. Otóż korzystając z resztek dni ciepłych i pozostałych pieniędzy, ułożyła sobie pani Aneta przed widzeniem się z siostrą, zwiedzić po drodze swojskie Tatry i »Morskie Oko«. Leonia przyjęła ten projekt z zapałem.
Jakoż w kilka dni potem ujrzała Leonia z bijącem sercem rysujące się na niebie polskiem grzbiet Tatrów. W Szwajcaryi widziała wyższe i dziwaczniejsze olbrzymy skał, ale na widok Tatr uderzyło jej serce żywiej, bo to własne góry nasze.
Pierwsze dni w Zakopanem przepędziła w gorączce. Z rozrzewnieniem patrzała na liczne grona rodaczek przybyłych tu z trzech dzielnic ziemi ojczystej, aby podziwiać ukochane Tatry swoje. Razem z niemi zrobiła kilka wycieczek mniejszych, które głęboko wryły się w jej pamięci. Zdawało się jej, że tu i ludzie inni, niebo inne i orły inne krążące w obłokach. Wszystko to było bliżej jej serca, niż owe wszystkie dziwy zagraniczne, bo było swoje. Cieszyła się jak dziecko z obiecanej wyprawy w liczniejszem towarzystwie do »Morskiego Oka«, która za dni kilka nastąpić miała.
Przed tem zapowiedziano w sali dworca tatrzańskiego odczyt »O naszych skarbach« na korzyść budującego się kościoła.
Zapowiedź ta ucieszyła wielce Leonią. Myślała nieraz o takich skarbach, ale jeszcze więcej usłyszeć chciała Myślała także o nieznanym prelegencie, który o nich miał mówić. Miał już z góry jej sympatyą, bo jak widać czuł razem z nią i razem o tych skarbach myślał. Do tych myśli mieszała się jeszcze myśl inna. Pani Aneta zawezwała listownie pana Alfreda,