Po południu tego dnia, gdy pani Aneta z Leonią na ganku góralskiego domku poobiedną kawę piły, zbliżył się do ganku nieśmiało młody człowiek i z niskim ukłonem przedstawił się paniom, jak twierdził na rozkaz pani Doroty.
Był to wczorajszy prelegent.
Zrazu zdziwiła się pani Aneta taką niespodzianką, a Leonia radośnie powitała gościa.
Zdziwienie pani Anety znikało powoli, gdy gość opowiedział, że był niedawno w Jaszczurowie, odwiedzając na życzenie matki dawną serdeczną jej przyjaciółkę. W Jaszczurowie dowiedział się o nich, że wyjechały do wód morskich, a teraz przychodzi, ażeby się od nich o pani Dorocie coś dowiedzieć, i o tem matce donieść.
Pani Aneta przypomniała sobie matkę zacnego prelegenta i wypytywała go o różne domowe sprawy. Leonia przypomniała sobie także, że będąc młodą dziewczynką widziała jego fotografię u cioci Doroty, przesłaną przez matkę.
Od razu zawiązała się poufna rozmowa. Pochlebiało to pani Anecie, że bohater dnia siedzi u niej na ganku, widziany przez wszystkich. Zatrzymała go więc tak długo jak mogła. Pomagała jej w tem Leonia, która z wielkiem ożywieniem rozmawiała z młodym profesorem. Rumieniła się tylko od czasu do czasu, gdy spojrzała na klapy surduta, w której tkwił pączek żółtej róży, który mu wczoraj na stół rzuciła. Nie śmiała jednak do tego się przyznać.
— Czy pan będziesz należał do naszej wyprawy do Morskiego Oka, zapytała pani Aneta.
— I owszem, odpowiedział pan Władysław, mam to postanowienie.
— Gdyby tylko pan Alfred mógł na czas zdążyć, rzekła pani Aneta zwrócona do Leonii.
Pan Władysław spojrzał na Leonię, po której twarzy przebiegł teraz lekki rumieniec.
— Mówiłam o narzeczonym mojej córki, uzupełniała pani Aneta, który ma z Księstwa w tych dniach tutaj przybyć.
Pan Władysław przygryzł usta i nieco przybladł.
— Już chłodno na ganku, rzekł po chwili, muszę panie pożegnać
— Dowidzenia się.
Pan Władysław skłonił się nizko i odszedł.
Strona:Jan Zacharyasiewicz - Przy Morskiem Oku.djvu/30
Ta strona została przepisana.
— 32 —