— Czy zgodzi się pan ze mną, zagadnęła patrząc w ognisko, że zbyt przyjemne uczucia napawają nas jakimś smutkiem, którego powodu ani celu odgadnąć nie możemy.
Pan Władysław spojrzał przed siebie i milczał chwilę.
— Nieświadomość tego co nam grozi, odrzekł niby do myśli swoich, zastępuje często jakieś niedobre przeczucie, ale smutek świadomy swego źródła wpija się w duszę głęboko i gorszy jest od najgorszych przeczuć.
— Pozwoli pan siebie zapytać, czy to co widzę na twarzy pana należy do pierwszego czy do drugiego?
Pan Władysław spojrzał ze wzruszeniem na Leonię.
— Jeżeli pani dojrzałaś jakiś cień smutku na mojej twarzy, to przyznaję się szczerze, że należy on do tego drugiego rodzaju.
— Czy winni temu ludzie?
— Uchowaj Boże — sam jestem winien.
— O cóż pan siebie oskarżasz?
— O coś czego w sobie niedostrzegłem.
— Czy można zapytać coś pan teraz dostrzegł?
— Widzę, że jestem ułomnym człowiekiem, może ułomniejszym od innych. Uczułem w sobie zawiść.
— Zawiść?
— Zawiść i zazdrość do tych, których nawet nie znam, a którzy są szczęśliwsi odemnie.
Nastąpiła pauza. Leonia patrzała w pryskające iskry, a pan Władysław usiłował wydobywaniem cygara i zapałek sprawić sobie jakieś zajęcie.
— Czy widzisz pani, zagadnął, jak te kłęby dymu w dziwne kształty wiją się i rozwijają... jak ta szklanna tafla Morskiego Oka połyskuje się w fantastycznych światłach, jakby przez pryzmat przepuszczonych... jak te skały, urwiska, które podania zaludniają...
— Mówiłeś pan o zawiści, przerwała Leonia, przyznaję się, że niespodziewałam się jej u pana odkryć.
— Ułomna ludzka natura — ale poznać ją znaczy, w połowie zwyciężyć.
— Czy takie zwycięztwa są łatwe?
— Zależy od tego jak nas los wychował. Kto w życiu musiał walczyć i zdobywać, ten ma siłę zwycięztwa.
— Czasami może i lepiej jest — nie zwyciężyć.
Strona:Jan Zacharyasiewicz - Przy Morskiem Oku.djvu/33
Ta strona została przepisana.
— 35 —