— Może przyjemniej, ale nigdy lepiej. Cezar, gdy stał nad Rubikonem z rylcem w ręku mógł wiele marzyć, myśleć i pisać, ale rzuciwszy go do wody przeszedł Rubikon.
Tutaj ozwały się głosy nawołujące do wieczerzy. Wszyscy ruszyli się z miejsc swoich i ugrupowali w około improwizowanej zastawy biesiadniczej.
Leonia siadła przy matce. Przez cały czas wieczerzy była zamyślona. Pan Władysław przyłączył się do innej grupy i z nią rozmawiał. Zdawał się nawet być wesołym.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Gdy nazajutrz pani Aneta do swego domku wróciła, zastała tam gościa spodziewanego.
Pan Alfred przyjechał. Przywiózł cukry i kwiaty i wiele innych łakoci. Był w złotym humorze, opowiadał o ciotce, która jeszcze nie umarła, a testament już zrobiła, mówił o jesiennych wyścigach konnych, które się w Wiedniu przygotowują, a na które najznakomitsi hipofile z całej Europy się zjadą. Proponował paniom, aby się tam z nim udały, gdyż to będzie widowisko jakich mało.
Leonia przyjęła narzeczonego uprzejmie, mówiła z nim o różnych potocznych rzeczach i o wrażeniach, jakie na niej sprawiły swojskie góry tatrzańskie. Na jej czole pojawiała się od czasu do czasu chmurka zamyślenia, osobliwie, gdy o wieczornej biesiadzie przy Morskiem Oku mówiła.
Po wieczornej herbacie zaczęła rozmowa urywać się coraz więcej, co znużeniu po podróży przypisywano. Pan Alfred pożegnał się do jutra.
Nazajutrz rano otrzymała pani Aneta list z Jaszczurowa. Zdziwiło ją, że adres nie był pisany ręką pani Doroty. Szybko rozdarła kopertę. Spojrzała na podpis. Pisał ksiądz proboszcz z Jaszczurowa. Z rosnącą ciekawością zaczęła odczytywać niewyraźne litery sędziwego proboszcza.
Proboszcz pisał, że pani Dorota została przed tygodniem dotknięta wielką niemocą. Jakkolwiek z tej niemocy przyszła do siebie, z obawy jednak, że taki atak może się powtórzyć, i być śmiertelnym, podyktowała testament mianując go egzekutorem. Dalej donosił proboszcz, że w tym testamencie mianuje sukcesorką swoją Leonię, ale pod tym warunkiem, jeżeli wyjdzie za mąż za tego, którego w kraju pozna i ukocha. Inaczej Ja-