Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom I.djvu/119

Ta strona została przepisana.
Gdy po latach siedmiu odbywały się postrzyżyny Mieszka, a ojciec wyprawiał ucztę w smutnych o nim pogrążony myślach, stało się, że nagle otwarły się oczy ślepemu, tak iż począł widzieć wszystko; zkąd radość powszechna, wieszczkowie bowiem przepowiadali, że będzie kiedyś wielkim mężem. A kiedy Mieszek doszedł do lat młodzieńczych, Ziemomyśl umarł, zostawiwszy po sobie żal powszechny.

Gdy nadchodził rok siódmy, i według pogańskiego dawnych Polaków zwyczaju miał być postrzyżony, a razem otrzymać imię, Ziemomyśl zwołał panów, wielmoże i szlachtę Polską do Gniezna na ten uroczysty obrządek, mający się acz na ślepym synu dopełnić. Kiedy więc w dniu naznaczonym radził się, jakieby imię najstosowniej nadać dziecku, za zdaniem wspólném ojca i starszyzny uchwalono, aby go nazwać Mieszkiem, co w języku polskim znaczy zamieszanie, a to dlatego, że swoją ślepotą i rodziców i cały naród Polski przy samém urodzeniu nabawił zamieszania, a po śmierci Ziemomyśla większej jeszcze lękać się kazał zamieszki. Panowie bowiem i szlachta Polska często o tém z sobą mawiali, że po zejściu ojca jego Ziemomyśla popadnie Polska w straszniejsze, albo przynajmniej podobne za mieszanie, jak niegdy z śmiercią Popiela. Po dopełnieniu postrzyżyn syna, książę Ziemomyśl i zaproszeni na ten obrząd panowie, zasiedli do biesiady. Ale chociaż wszyscy ochotnie ucztowali, sam Ziemomyśl rozważając w duszy ślepotę postrzyżonego syna, wzdychał głęboko i trapił się skrytym żalem nad taką dziecka niedolą. Wśród tego bolesnego zadumania, dziwną rzeczy odmianą, oznajmują mu, że Mieszko w tej samej chwili przejrzał i doskonale widział. A gdy książę Ziemomyśl i wszyscy biesiadujący wątpili i wierzyć temu nie chcieli, królowa matka zerwała się od stołu, aby naocznie się przekonać, czy prawdą było, o czém im doniesiono. Wbiegłszy do komnaty, kędy ów chłopczyna przebywał, widzi, że łuszczka na źrenicach zupełnie rozsunięta, i że w samej rzeczy wzrok odzyskał. W uniesieniu radosném padła na ziemię – a gdy ją słudzy podnieśli i przyszła znowu do siebie, porwawszy dziecko na ręce, niesie pokazać je mężowi i spółbiesiadującym, bo inaczej nigdyby byli nie uwierzyli, gdyby o tak cudowném zdarzeniu własnemi nie przekonali się oczyma. Ojciec ucieszony, ucieszone i grono biesiadników; ale pierwszy z niezwykłego wzruszenia zalewa lica łzami, które mu wyciskała radość, świadcząca o jego niewypowiedzianém szczęściu. Mieszek także, dziecko, pełen zdziwienia, poglądając to na twarze rodziców, to na gości, których nigdy pierwej nie widział, podskakuje i rękami klaszcze, a wszyscy wyrywają go sobie, ściskają i całują. Przedłużono dni uroczystości, i wspanialsze jeszcze zastawiono biesiady. Cała stolica brzmiała wesołą wrzawą, powtarzały