Jego-to gorliwości winniśmy, że dla trudnej i z użycia powszechnego wychodzącej już łaciny mało krajowcom przystępny, Długosz w obecnym przekładzie pierwszy raz przemawia po polsku. Żałować wprawdzie należy, że do tego nie przyszło w złotym dla polszczyzny Zygmuntowskim wieku, kiedy język nasz bliższy swego pierwotnego źródła, świeży, czysty i jędrny, sposobniejszym był do wydania wdzięcznej i poważnej prostoty Długosza. Stryjkowski, jak wieść niesie, zamierzał Dzieje polskie przełożyć na język ojczysty, ale pracy jego żaden ślad nie pozostał. Hipolita Kownackiego tłumaczenie czwartéj księgi, dokonane w XVIII stuleciu, zaległo w rękopiśmie, który obecnie posiada księgozbiór Kórnicki. W nowszych czasach zajmował się przekładem tego dzieła Ludwik Borneman, i począł był ogłaszać go częściami (w Lesznie i Gnieźnie 1840–44 r.), lecz nie wytrwawszy w przedsięwzięciu, pracę swoję doprowadził tylko do roku 1096, to jest początku księgi czwartej.
Na mnie spadło to brzemię. Jeżeli mu słabe nie sprostały siły, godzi się przynajmniej pomnieć na trudności tłumacza. Długosz zwyczajem swego wieku pisząc po łacinie, naginał do mowy Rzymian obce jej pojęcia i wyrażenia, język innych czasów i ludzi. Tym sposobem ukryły się w niej właściwe nazwy urzędów i dostojeństw, praw, zatrudnień i powinności, a nawet miejsc i osób, które w niedostatku pomników najdawniejszej polszczyzny, a poniekąd i źródeł objaśniających naszą przeszłość, trudno a czasem niepodobna z pod tej obcej łuski wydobyć. Przyłożyły się do zatarcia właściwości zwyczajowe barwy powszechnego średniowiecznego stylu, i potworna XV. wieku pisownia, która sama przez się mnogie zrodziła wątpliwości. Nie chcąc w takich miejscach własnym panować domysłem i uprzedzać sądu czytelnika, wyrażenia autora z właściwą mu pisownią pozamieszczałem tu i owdzie w nawiasach, a staranniej jeszcze zachowałem to w Spisach przyłączonych do każdego z osobna Tomu. Znajdzie w nich czytelnik i objaśnienia niektóre i klucz potrzebny do wyszukania wszelkich dziejowych szczegółów.
Składam wam zatém, Rodacy, to z dawna pożądane dzieło, nie małą czując pociechę, że niém wedle możności przyłożyłem się do waszego dobra i pożytku, uczciłem pamięć i zasługi wielkiego w narodzie męża, i jakożkolwiek wywiązałem się z powinności stanu mego i powołania, do którego przed kilku wiekami przemawiał Długosz, upominając mistrzów, doktorów i professorów Akademii Krakowskiej, aby spisane przezeń Księgi dziejów starannie pielęgnowali i własnej nad niemi nie szczędzili pracy. Oby te dzieje splotły się pomyślnie z dziejami nowych i najpóźniejszych pokoleń, a stawiąc przed oczy wymowne wzory cnót i przewagi przodków, niosły do serc krzepiące bierzmo pociechy i zbudowania!