Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom I.djvu/159

Ta strona została przepisana.

przyjęty w gościnę, i pozbawiony kawałka strzechy, spoczywać musiał pod gołém niebem, i wytrzymywać zimno i słoty. A przecież z dziwną pokorą i wytrwałością pracował jak najgorliwiej w winnicy Pańskiej. Aliści Prusacy oburzeni pogardą i znieważaniem bogów swoich, których cześć od przodków dziedzictwem była im przekazaną, jątrzyli się coraz więcej i gniewem zapalali. Za poduszczeniem nareszcie wzmiankowanego wyżej kapłana najwyższego Krywe, i innych pogańskich ofiarników, panowie Pruscy sprzysięgają się na jego zgubę. A gdy mąż Boży całe niemal przeszedłszy Prusy, gdzie rozsiewał słowo zbawienia, przybył do jednej wioski leżącej nad brzegiem morza, blisko miasteczka zwanego dotąd Fischhaus (Ffeszhausch), i na wzgórzu skalistém, nad tą wioską panującém, w Piątek dnia dwudziestego czwartego Kwietnia mszą ś. odprawiał, modląc się do Boga gorącém westchnieniem i ofiarą, aby Prusaków nawrócił; zgromadza się do koła tłuszcza pogan, którzy w mniemaniu, że czarów używa na wytępienie ich bogów, rzucają się nań z wściekłością, i mnogiemi ciosami potłuczoną, siedm razy przebitą jego głowę, odciąwszy od reszty ciała, ku większej sromocie wieszają na pobliskiém drzewie, kędy orzeł przez dni trzy, w których wystawioną była na urągowisko, strzegł jej wiernie i pilnował. A tak dusza owa błogosławiona, po wytrzymaniu męczeńskiej kaźni, wzniosła się przed stolicę najwyższego Majestatu po wieniec dwoisty i wiecznotrwały, otoczona chórem witających ją Aniołów; a sam Święty, uwolniony z więzów ciała, poszedł na gody wieczne używać roskoszy najwyższej i niepożytej. Ciało męża świętego, zrąbane na ćwierci, które gospodarz podejmujący go w gościnie pozbierał i w koszu przechował, Prusacy z obawy, żeby po śmierci nie doznali od niego jakiej przygody, odebrawszy ukryli w ziemi i z wielką strzegli czujnością w tej samej wiosce, w której był zamordowany. Towarzyszów zaś Ś. Wojciecha, jako to, Benedykta, Mateusza, Jana, Izaaka, Krystyna i Barnabę, umęczywszy rozlicznemi ciemięztwy i obelgami, wypędzili z swego kraju, grożąc im śmiercią, gdyby się poważyli kiedy powrócić.
Mieli zaś Prusacy między swojemi obrządkami i zwyczajami i ten barbarzyński obyczaj, że zmarłych ciała palili, kładąc razem na stosie najstrojniejsze ich szaty, konie, zbroje, i cokolwiek zmarły miał najlepszego, w mniemaniu, że tych wszystkich rzeczy, z któremi spłonął na zgliszczu, w drugiém życiu używać będzie. Zabójstwo karząc surowo, skazywali na śmierć winowajcę lub jego krewnego. Gościnni i w przyjęciu hojni, lecz skłonni do pijaństwa i niepomiernej ochoty, pili końskie mleko, które zwykle głowę zawraca. Wino nie było im znane, tak wszelako radzi się upijali, że zdawało im się, iż gość albo przyjaciel nie dosyć od nich był uczczony, jeżeli go trzeźwym puścili. Kobiety równie jak mężczyzni podzielały ten nałóg ustawicznego pijaństwa. Liczba żon nie była u nich ograniczona; ile ich kto mógł kupić, tyle ich