upodobał, najstosowniejszém było dla sług Bożych prowadzących życie pustelnicze, i że się nie godziło, ażeby takie miejsce bezludnym dziczało odłogiem. Prosi więc stryja i krewnego swego króla Bolesława, aby dla chwały Bożej i pomnożenia wiary chrześciańskiej, a ku zbawiennemu dusz wspomożeniu, kościół w tém miejscu i klasztor zakonny wystawił, za co po śmierci pewniejsze i szczęśliwsze odziedziczy królestwo, i zalecony tak świętém dziełem zasiędzie między niebiany. A gdy Bolesław król Polski wspaniałą i prawdziwie królewską wiedziony hojnością chętnie na to zezwolił, książę Emeryk uradowany, że prośba jego skutek odniosła, podziękowawszy naprzód Bogu, a potém królowi Bolesławowi, zdejmuje z siebie krzyż dwuramienny, zawierający znaczną cząstkę drzewa Pańskiego, okutą w folgę srebrną, przysłany ojcu jego Stefanowi królowi Węgierskiemu od cesarza Greckiego z Konstantynopola za dar największy, który mąż Boży Emeryk na piersiach zwykle nosił, i ofiarował go temu miejscu (takie bowiem otrzymać miał w oném widzeniu upomnienie). „To drzewo, rzekł, najdroższe, zroszone krwią Zbawiciela, nad które nie miałem i mieć nie mogę nic kosztowniejszego, daję i ofiaruję temu miejscu, a z łaski Boga użyczy on mocą swoją wszystkim do niego się uciekającym mnogich dobrodziejstw w rozmaitych potrzebach, utrapieniach, kłopotach i uciskach.“ Bolesław zatém, król Polski, spełniając swoje przyrzeczenie, wystawił na tém miejscu klasztór Ś. Benedykta, należycie i z królewską wspaniałością uposażony, a do sprawowania służby Bożej sprowadził braci noszących szatę zakonną Ś. Benedykta. Kościół także na cześć i chwałę Ś. Krzyża greckim wzorem z kamienia od samych posad wybudował, i złożył mu do przechowania najdroższy skarb drzewa Chrystusowego, ofiarowany od błogosławionego męża Emeryka; który-to kościół zachowawszy do dziś dnia pierwotną postać i budowę, poświadcza swoję wielką starożytność.
Gaudenty, zwany inaczej Radzyn (Radzim), brat rodzony Ś. Wojciecha, arcybiskup Gnieźnieński, przeżywszy świątobliwie lat siedm na stolicy Gnieźnieńskiej, umarł w Gnieźnie i w kościele tamecznym pochowany został. Powiadają, że umierając rzucił klątwę na miasto Gniezno, z przyczyny mnogich i bezecnych występków, jakiemi się było skalało, a za które, mimo czynionych mu przestróg, nie chciało pokutować. I nie poszło bynajmniej na wiatr, co mąż Boży wieszczym duchem przepowiedział. Kiedy bowiem Kazimierz król Polski w sierocém wygnaniu po Niemczech