bratnie przeciw sobie wymierzono oręże, i ztąd krwawe srożyły się rzezie, ztąd pożogi i spustoszenia włości. Wszystkie drogi były niebezpieczne, gościńce pełne łotrów i rozbójników. Ledwo znalazło się jakie miejsce wolne od zdradziectwa i napaści: ptaki chyba same mogły przelatywać swobodnie po tym kraju ojczystym tak morderczo zewsząd szarpanym. Wieśniacy też udręczeni takiemi klęskami przez czas długi, porzuciwszy pługi i motyki, któremi w pokoju zwykli się byli zajmować, poszli na zbójkę i hultajstwo. Stała się więc w rzeczypospolitej Polskiej najokropniejsza zmiana – kraj w tej zawierusze wyludniony, przemokły krwią i zroszony łzami, pozbawiony mieszkańców, opuszczony od synów, zawichrzony i skalany morderstwy, nie miał z nikąd obrony, żadnego między swojemi wsparcia i pociechy. A gdy coraz więcej mnożyło się bezprawia, same w domach swoich rodziny przeciw sobie powstawały, trapiły się wzajemnemi klęskami i łotrowskiemi bójki. Wnet ukazały się kupy hultajskie zbirów i opryszków, z swemi na czele przywódzcami, którzy nie już sąsiadów ale własnych spółziemian pustoszyli sioła, łupili zagrody, wydzierali dobytki, podpalali domy, zajmowali bydło, i wszelkich dopuszczali się niegodziwości. Kiedy potém kraj cały w takim ponurzył się odmęcie, nie tylko odleglejsze ale i bliższe części i samo jądro królestwa wnętrzną zawrzało rozterką; a zwłaszcza ziemia Płocka, kędy Masław, jeden ze szlachty, królewski podczaszy, i samemu niegdyś Mieczysławowi królowi towarzysz ulubiony, mienić się począł książęciem Płockim, której zbrodni powinien był raczej w innych przestrzegać i słuszném opierać się skarceniem. A tak najznakomitsi panowie i dostojnicy Polscy w gniewném zaślepieniu nie widzieli ani pojmowali, do jakiego posunęli się szaleństwa, ile nieszczęść i hańby sobie samym ściągali, jak srodze przeciw ojczyznie, własnym domom i rodzinom, przeciw Bogu nareszcie i wierze swojej grzeszyli, wypędzając Kazimierza, dziecię niewinne, które nie uczyniło nic złego. Dopiero później zmiarkowawszy się poczęli żałować swego postępku, zbrodni, na którą snadno się odważono, a snadniej ją jeszcze wykonano, ale która potém ani modłami, ani ofiarami, ani krwią własną, klęskami i upadkiem ojczyzny, i wieczystej daniny hańbą nie dała się zmyć i odpokutować. Zawichrzenia domowe, rzezie, zdradziectwa i rozboje rozgościły się w Polsce, zachwiały rzeczpospolitą jeszcze ustawami Bolesława wielkiego nie dość utwierdzoną. Do klęsk i nieszczęść krajowych przyłączyła się niemniej zgubna od domowej wojna z Czechami, którzy wszelkiego rodzaju okrucieństwy gnębiąc królestwo Polskie, samo już przez się lecące do zguby, usiłowali przyspieszyć upadek kraju.
Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom I.djvu/247
Ta strona została przepisana.