Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom I.djvu/281

Ta strona została skorygowana.

na dwór królewski przemienił. Układał zatém w myśli powrócić do klasztoru, opuściwszy królestwo, żonę i marność światową, ażeby uniknąć grożącej mu od barbarzyńców kary doczesnej i wiecznego zatracenia. A ztąd ociągać się począł z walką, i przeciw zwyczajowi swemu unikać rozprawy z nieprzyjacielem, o zwłoce raczej myśląc niż o działaniu. Ale Bóg litościwy użyczył mu swojej łaski i pomocy; ukazał, iż trwoga, która mu wszystko złe przepowiadała, z pobożnej pochodziła gorliwości; chwiejącego się nie opuścił w niebezpieczeństwie, pokrzepił widzeniem anielskiém i zasilił przysłaną z nieba pociechą. Kiedy bowiem takie zajmowały go troski, strapionego ujął sen niezwykły, w którym drzymiąc raczej niż zasypiając usłyszał głos wołającego: „Wstań, wstań synu! mówię, a otrząsnąwszy się z wszelkiej obawy, uderz na nieprzyjacioł, albowiem przeciw ich mnogości otrzymasz pomoc z nieba i najświetniejsze odniesiesz zwycięztwo.“ Powstawszy zatém, acz nie dowierzał jeszcze Boskiej przepowiedni, spieszy do swoich rycerzy, i opowiada, jaki głos we śnie słyszał. Oni nabrawszy ztąd niesłychanej odwagi (nic bowiem bardziej nie trwoży, ale nawzajem upadłego nic tak silnie nie podnosi ducha, jak religijna przestroga), porywają za broń, dosiadają koni; a uszykowawszy się do boju, ciągną naprzód ochoczo, nie myśląc już o walce, ale raczej o korzyściach walki, i wznosząc okrzyki, jakie zwykli wydawać rycerze odważni i pewni wygranej. Wszczyna się z nieprzyjacielem bój zacięty. Barbarzyńcy, zaufani w swojej liczbie, opierają się Polakom, którym pomoc Boska, objawiona wprzódy głosem proroczym, a potém, gdy się obustronna zapaliła walka, cudem widomym i gniewem sprawiedliwym dodawała sił i odwagi. Ukazał się bowiem Polakom uderzającym na nieprzyjaciela i staczającym bitwę mąż jakiś w śnieżnej szacie, siedzący na białym koniu i białą w ręku chorągiew trzymający, który unosząc się w powietrzu, dopóki walka trwała, nie przestawał zachęcać ich do boju. A tak Polacy, nie zważając na żadne niebezpieczeństwo, i walcząc nadludzkiemi prawie siłami, w szeregach nieprzyjacielskich sprawili rzeź okropną, z małą bardzo stratą i ubytkiem swoich, i nie prędzej powściągnęli się w zapale, ani ustąpili im z karków, aż gdy wszystkie przeciwników hufce pogromili i znieśli. Reszta gdy w haniebnym pierzchnęła popłochu, więcej ich pod mieczem ścigającym padło, niźli się po takiej liczbie walczących można było spodziewać: Polacy bowiem woleli ich w pień wycinać, niż zabierać w niewolą. W tej też bitwie król Kazimierz najświetniejsze dał dowody swojego męztwa, pełniąc nie tylko wodza ale i żołnierza powinność: jakoż walcząc osobiście, tak gorliwie wspierał rycerstwo, że zbroczonego i zlanego krwią nieprzyjacioł pobitych swoi nawet poznać nie mogli. Gdy wreszcie w pogoni za nieprzyjacielem nadzwyczajnie osłabł, zemdlonego odniósł do namiotu w lektyce żołnierz pewien imieniem Grzegorz, którego potem Kazimierz za wierną przychylność wynagrodził, obdarzyw-