Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom I.djvu/332

Ta strona została przepisana.

kiem wielu Rusinów, którzy tam dostatki i skarby swoje z zamków i włości przenieśli, jako do miejsca bezpieczniejszego i mocną osadzonego załogą, postanowił uderzyć nań całemi siłami. Było-to miasto pod ów czas potężne, wielką liczbą obywateli miejscowych i przybyłych osiadłe, i w wszelką broń opatrzone, obronne rowy głębokiemi i okopami znacznej wysokości, tudzież rzeką Sanem, płynącą od północnej strony miasta. Królowi Bolesławowi, usiłującemu podsunąć się ku niemu z wojskiem, sama rzeka San, wezbrawszy wtedy niezwykle od deszczów ulewnych, przez niejaki czas wzbraniała przystępu. Ale gdy wody nieco opadły, przeprawił król wszystkie wojska przez rzekę, której brzegów napróżno Rusini chcieli bronić, i stanął obozem nie więcej jak o tysiąc kroków od miasta. Ztamtąd w sposobnych porach kazał swoim czynić wycieczki to w tę, to w ową stronę, na obszary nieprzyjacielskie, zalecając, „aby jak najdalej od obozu zapędzali się i przeciwnika niespodzianą trapili napaścią.“ Tym sposobem Rusini w ciągłej utrzymywani trwodze rozpierzchali się po lasach, bagniskach i różnych miejscach niedostępnych, i już prawie nie śmieli wysuwać się z poza warowni i okopów dla zaczepiania Polskich stanowisk. Przejęto prócz tego i sprowadzono do królewskiego obozu wielką ilość bydła, zboża i innych zasobów, przeco w wojsku królewskiém była obfitość wszelakiej żywności. Odtąd przez dni kilkanaście, bez żadnego stanowczego wypadku, zwodzili oblężeńcy z oblegającemi lekkie utarczki; nareszcie dnia jednego, gdy Rusini w liczniejszym nieco poczcie zrobili wycieczkę z miasta i zapędzili się aż do królewskiego obozu, przyszło ledwo nie do walnej bitwy, a Rusini porażeni uciekali do miasta w takim popłochu, że wielu Polaków wsiadłszy im niemal na karki, nie małą liczbę poimali w niewolą albo broń rzucić zmusili. Nie dopuścił już król nieprzyjaciołom czynienia więcej wycieczek, a podsunąwszy obozy swoje bliżej miasta, postanowił zamknąć je z trzech stron oblężeniem, z czwartej bowiem broniła go twierdza. Potém przez trzy dni ciągle przypuszczał szturm do miasta, spędził z wielu stanowisk nieprzyjacioł strzałami i pociskami, i zdobył część miasta od strony pól otwartych, nie mającą dostatecznej obrony. Czwartego dnia, gdy Rusini cofnęli się do twierdzy, opanował miasto i wszystkę zdobycz wydał rycerstwu na pastwę; poczém dozwoliwszy swoim nieco wczasu, aby rannych przy zdobywaniu murów można było opatrzyć, rozkazał obledz twierdzę i ludem zbrojnym obsaczyć ją do koła. A lubo Rusini bronili jej z wielką usilnością, nie przestał jednak szturmować, acz zdobycie było rzeczą trudną, gdy i położeniem samém i wieżami obronnemi silnie była obwarowana. Strawił więc całe lato na obleganiu twierdzy, przewidując, jak się rzeczywiście stało, że głodem przymusi Ruś do poddania. Wielkie bowiem mnóstwo Rusinów, którzy z żonami i dziećmi schronili się byli do zamku, wymierało codziennie z głodu, a zwłaszcza braku wody, ledwo wystarczającej dla obrońców twier-