przewinienia swoich żon i służebników, a król ani karami, ani łagodnemi namowy nie zdołał ich powstrzymać; coraz więcej zatém, już-to we dnie, już w nocy, ci, którzy nie widzieli się bezpiecznemi po doznanej surowości króla, opuszczali jego obozy, zostawiając Bolesława bez obrony w kraju nieprzyjacielskim.
Rycerzy Polskich z obozu wracających do domu, których nie tęsknota jak niegdyś Scytów, ale nierząd małżonek sprowadzał, czekała nowa z służalcami wojna (taką Bóg sprawiedliwy zesłał na Polaków karę za Kijowskie swawole). Słudzy bowiem, którzy ich żony posromocili, wiedząc dobrze, że panowie mścić się srodze na nich będą za te występki, wsparci nie tylko radą ale i pomocą pań swoich, co przywykłszy już do swojej hańby nabrały do nich przywiązania, wzięli się do broni, i pozamykawszy bramy nie chcieli wpuścić panów, a z wdzierającymi się toczyli bój otwarty. Ale skoro panowie przemogli, acz nie bez trudu i straty, ich opór zuchwały, dopieroż pastwili się nad nimi najwymyślniejszemi rodzajami kaźni, zabijając wraz swoje żony niewierne, a zwłaszcza te, które z popędu lubieżnej chuci łączyły się dobrowolnie z swemi domownikami. A tak, karząc śmiercią cudzołostwo swoich sług i małżonek, wywierali na nich swój gniew i zemstę.
Żyła w owym czasie pani jedna szlachetna, Małgorzata, żona Mikołaja pana na Zębocinie, wsi blisko Proszowic leżącej, szlachcica z domu i herbu Strzemieńczyków. Ta, chcąc zachować bez zmazy cnotę swej białogłowskiej wstydliwości, którą, jak widziała, inne kaziły niewiasty, zamknąwszy się z dwiema siostrami w kościele murowanym Zębockim, żywiła się przez wszystek czas wciąganym zapomocą powrozu pokarmem, póki mąż jej w królewskim przebywał obozie, a ztąd po dziś dzień słynie z swojej małżeńskiej uczciwości.