jak za zwyczaj drużynie rycerstwa, pospieszył w to miejsce, aby zamordować męża świętego. Jeszcze biskup Stanisław nie skończył mszy świętej, gdy król przybył na Skałkę; ta okoliczność wstrzymała króla Bolesława, że nie wpadł nagle do kościoła. Ale gdy mu wszelka zwłoka zdawała się przykrą i nieznośną, posyła żołnierzy z rozkazem, aby zabili biskupa Stanisława, chociażby jeszcze nabożeństwo odprawiał. Wszechmocność Boska przybyła natychmiast ku pomocy, ażeby okazać, o ile potęga niebios wyższa jest od wszelkiej siły ziemskiej. Albowiem siepacze owi, wszedłszy według rozkazu królewskiego do kościoła, aby zamordować biskupa, gdy dobytemi mieczami godzili na męża świętego, skrytą mocą powaleni o ziemię, i czołgający się na raczku, zaledwo wypełzali z kościoła. Zgromił ich król, że z niczém powrócili: znowu więc pochwyciwszy za oręż w celu dokonania zbrodni, wpadają do kościoła, i ręką świętokradzką powtórnie targną się na biskupa; ale podobną jak wprzódy odepchnieni mocą, popadali na ziemię. Gdy zatém nic nie sprawiwszy wrócili z kościoła, król Bolesław łajał ich jako niewieściuchów, i groźnemi rozkazami nalegał, aby nie dokonane za dwukrotném wnijściem spełnili morderstwo. Rzecz dziwna! gdy weszli do kościoła, po raz trzeci gwałtowniejszą jeszcze mocą niż wprzódy wywróceni, nie tknąwszy męża świętego, z wielkim strachem jeden za drugim pouciekali. Wyznają zatém przed królem okrutnikiem, że ich ręce nie zdołają zadać śmierci biskupowi świętemu, iże moc Boska powaliła ich o ziemię i odepchnęła po raz trzeci. Nie chciała snadź Opatrzność, i uznała za rzecz niegodną, aby pomazaniec Boży, mający słynąć męczeństwem, ugodzony był pierwej od kogo innego, niżli od króla, który był także Bożym namaszczeńcem. Król Bolesław, nie zastraszony tém bynajmniej, co żołnierze jego opowiadali, mniemając, że owo trzykrotne wywrócenie na ziemię zmyślili jedynie z bojaźni, z większym jeszcze wybuchnął gniewem, i zelżywemi słowy rzekł: „O! wyrodki podłe! nie rycerze, nie męże, ale baby! takaż was opanowała nikczemność i trwoga, że nie śmiecie wywlec z kościoła jednego księdza, i pomścić się na nim ciężkich krzywd moich?“ Dobywszy zatém miecza, danego sobie, tak jak każdemu królowi i książęciu z łaski Bożej, nie dla krzywdzenia niewinnych, ale bronienia ich raczej od krzywd i niezasłużonej śmierci, wściekły i zapieniony od złości, zgrzytający pragnieniem zemsty, wpada do kościoła, którego przy koronacyi poprzysiągł bronić od krzywdy wszelakiej, i nie zważając na miejsce, ani na czas, ani na dostojność biskupią, nie lękając się ołtarzy i obecności Świętych, król bezbożny i występny, biskupowi odprawującemu ofiarę mszy świętej mieczem głowę świętą rościna, i krew męża Bożego zmieszawszy z świeżą Baranka niewinnego ofiarą, rąbie i trupem ściele Ś. Stanisława biskupa, błagającego niebios o przebaczenie winy jemu i innym zabójcom swoim – Oblubieńca na łonie Oblubienicy, Pasterza w owczarni swojej, Ojca w objęciach
Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom I.djvu/360
Ta strona została przepisana.