mawiały mu zwykłych danin i powinności, ale i własnych panów nienawiść i wzgarda ku niemu coraz więcej wzrastała. Do takiego wreszcie upadku i nędzy zeszła dawna jego świetność i okazałość, taką Bóg za winy ciężkie nawiedził go niedolą, że przedniejsi panowie królestwa sprzysięgli się na zabicie albo uwięzienie jego, i tych, którzy byli uczestnikami popełnionej na Ś. Stanisławie zbrodni, w przekonaniu, że nie zdołają inaczej odzyskać zaszczytu korony królewskiej i uwolnić się od kar duchownych, tylko przez jego zagładę lub uwięzienie. Ale że ułożony w tej mierze zamiar niedbale wykonywano, król Bolesław odkrywszy spisek, z drużyną rycerzy, którzy byli wspólnikami zbrodni, a na których gardła podobnie jak na królewskie czyhano, by nie wpaśdź w ręce sprzysiężonych, udał się spiesznie do Węgier, do Władysława krewnego i wychowańca swego, który już w Węgrzech panował; a z obawy, iżby w jego nieobecności oburzeni panowie nie dopuścili się jakiej srogości na synu jego jedynym Mieczysławie, liczącym na ów czas na lat dwanaście, wziął go z sobą wraz z innymi rycerzami, którzy mieli udział w zabójstwie męża świętego. Przyjęty był z należną czcią, i przez czas nie jaki podejmowany uprzejmie, jak tego wymagały pokrewieństwo, gościnność doznana i obowiązek wzajemności (wyznawał bowiem Władysław, że potęga i pomoc Bolesława przywróciły mu ojcowskie dziedzictwo). Tu usiłując przed królem Węgierskim i jego narodem zmniejszyć ile możności swą winę, zarzucał biskupowi świętemu Stanisławowi liczne i wielorakie zbrodnie, utrzymując, że go słusznie życia pozbawił: przecież sprzykrzyło mu się w końcu słuchać dochodzących uszu jego szemrań, które w obec króla Węgierskiego i Węgrów obrażały jego majestat, mieniąc go zelżywie wygnańcem i mordercą. Zostawiwszy więc syna Mieczysława i rycerstwo, które z nim opuściło ojczyznę, u Władysława króla Węgierskiego, i zrzuciwszy z siebie szaty królewskie, aby po nich nie był poznany, udał się do Karyntyi w towarzystwie jednego tylko sługi, i ukrywał się tam po klasztorach wystawionych niegdy i założonych przez jego pradziadów, a mianowicie w klasztorze Wildeńskim (Wilthina) niedaleko Inspruka, w kraju czyli okolicy leżącej nad rzeką Adygą. Tam ostre i pełne pokory prowadząc życie, a nie wydając się przed nikim z swoim stanem i rodem, pełnił brudną służbę kuchcika, i siermięgą pokutniczą zgładzić usiłował winowajcze piętno zbrodni, której się był na Stanisławie mężu Bożym dopuścił. Niektórzy zaś twierdzą, że w czasie pobytu swego na dworze króla Władysława w Węgrzech, wpadłszy w obłąkanie, długie cierpiał męki i katusze szaleństwa, pókąd w dniu 21 Marca nie wyzionął ducha, pożarty naostatek od własnych psów w lasach Węgierskich; i w ten sposób poniósł karę okropną, wymierzoną nań mściwie od Boga za zbrodnię popełnionego morderstwa. Po wygnaniu zatém Bolesława i jego śmierci, sława
Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom I.djvu/368
Ta strona została przepisana.