nagle wiadomość, że Pomorzanie i Prusacy, zbuntowawszy się na nowo i groźniej jeszcze powstawszy, starostów swoich i rządców częścią wymordowali, częścią na srogie wskazali kaźnie, i małą tylko liczbę tych zostawili przy życiu, którzy się z nimi łaskawiej obchodzili. Zuchwałością takowego bezprawia oburzony Władysław książę Polski, wielkim się zapalił gniewem; a postanowiwszy pomścić się niewinnej śmierci swoich, i zbuntowanych Pomorzan i Prusaków ukorzyć, z małą ale ćwiczoną w boju garstką rycerzy (gdy innych nie czas było ściągać) w miesiącu Lutym śmiało ruszył na Pomorze; a podzieliwszy wojsko na dwa zastępy, z Sieciechem wojewodą i najwyższym wodzem (palatinus et princeps militiae) spiesznym pochodem przebiega całe Pomorze i Prusy, nakazując rycerstwu ogniem i grabieżą wszystkie wsie i miasteczka pustoszyć. Strawiwszy na tém cały prawie post, którego rycerstwo nie przestrzegało przepisów, ani zachowało wstrzemięźliwości, mając wielką ilość zabranego bydła i rozmaitej zdobyczy, gdy Prusacy i Pomorzanie ukrywali się po lasach i miejscach bezdrożnych, i nie chcieli do walki wystąpić, z Pomorza wracał do Polski. Już był doszedł do miejsca, które krajowcy Drzeniem zowią, a które rzeka Nakiel oblewa, gdy mu straż tylna donosi, że znaczna siła Pomorzan i Prusaków nadciąga, i nie więcej jak pięć mil nad obozem wisi książęcym. Zmiarkowali bowiem Prusacy i Pomorzanie szczupłość wojska książęcego, która ich ośmieliła pochwycić mężnie za broń, łupy zagarnione odebrać, i uderzyć na Władysława, gdy nigdzie łatwiej nie było im go pokonać. Długo Władysław wahał się w namysłach i naradzał z dowódzcami rycerstwa, czy miał stoczyć bitwę z nieprzyjacielem, znacznie liczbą przewyższającym jego wojsko, czy się na sposobniejszą porę zachować. Różni różnie (jak to bywa) doradzali; aż nakoniec przemogło to zdanie: „że lepiej walczyć z chwałą i zginąć, niż haniebnie uciekać i powracać z sromotą.“ Stoczono więc walkę, zostawiwszy przy taborach i zdobyczach wojennych pośledniejszą drużynę na straży. Wszczęła się między obiema przeciwniki rzeź mordercza. Obie strony nie ustępowały sobie pola w uporczywej bitwie, tak iż trudno było przewidzieć, czy Polakom czyli też Pomorzanom dostanie się zwycięztwo. Pomorzanie bowiem, gdziekolwiek widzieli niebezpieczeństwo, miejsca słabiejących lub rannych zapełniając świeżym ludem, odnawiali walkę, tu i mnogością wojska tuszyli otrzymać przewagę: Polacy zaś sprawnością wyćwiczonego żołnierza, gotowi umrzeć z odwagą, odpierali zapędy nieprzyjaciół. Wielu zapewnie poczytają to za niepodobne do wiary, ale wszyscy dziejopisowie jednozgodnie twierdzą, że obie strony z takim zapałem wydzierały sobie chwałę zwycięztwa, iż walka trwała ciągle od pacierzy zwanych tercyą (hora tertiarum) aż do zmroku. Gdy się już
Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom I.djvu/395
Ta strona została przepisana.