Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom I.djvu/397

Ta strona została przepisana.

się lękał, to oko w przytomnej wyobrażało postaci, bojaźń tworzyła jakby widome mary. Ja tak mniemam, że blask księżyca, który wtedy był w pełni, albo jaśniał połową tarczy, i ćmy nocne potworném rozrzedzał światłem, uderzając z tyłu na rycerstwo Polskie, tworzył długie przed nimi cienie; złudzeni przeto tém czczém mamidłem, nie badając rzeczy ani zgłębiając pozoru, uroili sobie, że owe cienie, które sami sobą sprawiali, były-to hufce nieprzyjacioł, już z bliska na ich obóz godzących. Taką przerażeni trwogą, kwapili się do zbroi, do łuków, mieczów, strzał i oszczepów, jakoby w tęż chwilę stoczyć mieli bój z nieprzyjacielem. A kiedy przez czas długi takiego doznawali złudzenia, jednej nocy podobną zbudzeni trwogą pogonili za mniemanym wrogiem, aby się przekonać, co ich rzeczywiście łudziło; a ruszywszy hurmem z obozu, i zapędziwszy się nieco dalej, niż oblegającym należało, poznali nakoniec, że cienie tylko i próżne ścigali mary. Aliści, podczas tej nieobacznej wycieczki, nieprzyjaciel na obóz opuszczony wypadł z zamku Nakielskiego, popodpalał leże i namioty, zrobione po największej części ze słomy i suchej darniny, i sprawił pożar gwałtowny, w którym wiele ludzi i rzeczy odbieżanych zginęło. Uszkodzenia zrządzone w narzędziach i statkach do dobywania zamku potrzebnych, nie dozwalały ich odtąd skutecznie używać. Gdy nadto zima, w owych stronach wcześniejsza i zbyt ostra następowała, a Czechom głód z zimnem dokuczał; książę Władysław zaniechawszy oblężenia zamku Nakła, którego Pomorzanie wybornie bronili, i nic w wojnie nie wskórawszy, wrócił do Gniezna. Wiele ztąd Pomorzanom przybyło otuchy; tém bardziej przeto shardzieli i raz zrzuconego nie myśleli już przyjmować jarzma. Ten zaś niesławny koniec wojny, jak niektórzy pobożni mężowie twierdzili z objawienia niebios, miał być karą Boską za złamanie czterdziestodniowego postu, w czasie którego Polacy nie zachowali wstrzemięźliwości, pożywając z łakomstwem mięso i mleczywo.

Po Piotrze arcybiskupie Gnieźnieńskim wstępuje na stolicę Marcin I.

Dnia 19 Sierpnia umarł Piotr arcybiskup Gnieźnieński, pochowany w kościele Gnieźnieńskim, którym rządził przez lat 24. Człek słabego umysłu i w sprawach nieskory. Po nim nastąpił Marcin I, mąż rodu szlachetnego i pobożnością znakomity, wyborem prawnym za wstawieniem się Władysława książęcia i monarchy Polskiego, na stolicę wyniesiony, i potwierdzony przez Urbana papieża.