bieży. Zaleca przeto Władysław książę Polski wodzowi Sieciechowi, aby zaniechawszy dobywania miast i zamków, wszystko co mu się nadarzy palił i niszczył. Gdy od książęcia Władysława Sieciech takie odbierał rozkazy, obecnym był syn książęcy Bolesław, który z bystrzejszą nad wiek swój bacznością uważał wszystkie ojcowskie rozporządzenia. A nie mogąc powściągnąć w sobie zapału do wojny, który, acz w latach tak młodziuchnych, serce jego ogarnął, począł błagać ojca, żeby go wysłał wraz z Sieciechem na wyprawę Morawską. Ojciec wzbraniał się na to zezwolić, był to bowiem syn jedyny i wielce ukochany; gdy mu więc przekładał trudy i niebezpieczeństwa wojny, do których wytrzymania dojrzalszego potrzeba wieku, odpowiedział: „Mam ja dosyć lat i siły (a było mu wtedy lat dziewięć) bylebyś ty kochany ojcze pozwolił.“ Tak wdzięczną odpowiedzią zniewolony ojciec przyrzekł mu, że go pośle na wyprawę Morawską z Sieciechem. W której-to wojnie tyle ów młodzieńczyk okazał męztwa, tyle chęci ćwiczenia się w wojenném rzemiośle, że nie tylko Sieciecha, którego pieczy był powierzony, ale i wszystkiego rycerstwa zwracał na siebie uwagę. Często między strażami, wytrwały na bezsenność i trudy, przez całe nocy na czatach czuwał; a jeśli go czasem sen zmorzył, rzucał na gołą ziemię słabe swoje członki, przykrywszy się tylko płaszczem żołnierskim. Kiedy zaś trzeba było albo odpierać nieprzyjaciela, albo wstępnym bojem uderzać, wydzierał się do najpierwszych szyków, wstrzymywany jedynie od Sieciecha, i chciał uczestnikiem być boju, którego nie godziło mu się nawet jeszcze być świadkiem. Sieciech, tak jak mu Władysław książę Polski był rozkazał, całe Morawy ogniem i łupieżą zniszczył, i ogromną zabrawszy zdobycz, tudzież znaczną liczbę jeńców (w kilku bowiem bitwach nad Morawcami odniósł zwycięztwo) wrócił do Polski z młodziuchnym ochotnikiem Bolesławem, którego początkowy zawód wszystko wojsko uwielbiało. I nie tylko w ów czas, ale i w pierwszej zaraz młodości, zajaśniały w Bolesławie książęce i królewskie cnoty, i już widocznie okazywał przyszłą swoję sprawność w dziełach domowych i wojennych. Umysł dzielny i bohaterski nie mógł się już wtedy acz w małém dziecku utaić. A skoro wyszedł z lat dziecinnych, przywdział zaraz zbroję i do trudów przylgnął Marsowych, ażeby prawe Polaków panowanie rozszerzył i chwalebnemi rządy uświetnił; tak zaś słowa, czyny i myśli swoje zawzdy miarkował, jakoby ojca swego widział przed sobą przytomnym.
Mór straszliwy i bezprzykładny nawiedził w tym roku Niemcy, tak się po wszystkich rozszerzywszy krajach, że wiele miast, wsi, osad i miasteczek, ogołoconych z ludności, pustkami zaległo. Przecież ta zaraza z łaski Najwyższego nie dosięgła Polaków ani krajów Polskich.
Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom I.djvu/400
Ta strona została przepisana.