Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom I.djvu/417

Ta strona została przepisana.

stało przeciw Czechom, nowemi jeszcze poczty zwiększywszy, poprowadzili w to miejsce, kędy ojciec ich przebywał, dla zniweczenia zuchwałych zamysłów Sieciecha, wprzód nimby Władysław zszedł ze świata.
Gdy się to dzieje w Wrocławiu, przybywa Wojsław ochmistrz Bolesława, a nie wiedząc o niczém, żąda wstępu do miasta dla zajęcia się swym obowiązkiem przy boku książęcia. Nie wpuszczono go atoli z tej przyczyny, że jako bliski krewny Sieciecha stał się był podejrzanym o knowanie z nim spisku na życie Bolesława. Chciał Wojsław oczyścić się z potwarzy, zarzekając się, że z Sieciechem żadnego nie miał porozumienia, i nie zagładę ale raczej dobro i sławę jak największą wychowańca swego miał na celu: lecz z nienawiści ku Sieciechowi słuchać go nawet nie chciano, i nie dozwolono mu, mimo jego usiłowania, połączyć się z wojskiem idącém do Żarnowca, gdzie książę Władysław, jak wieść niosła, przebywał. Bolało wielce Wojsława to podejrzenie o spisek, do którego się bynajmniej nie poczuwał, utrata zaufania i czci należnej jego zasługom, dla urojonej zbrodni, która nigdy w myśli jego nie powstała.

Książęta Bolesław i Zbigniew, po wielu sporach i zatargach, wypędzają z kraju Sieciecha wojewodę Krakowskiego, czemu ojciec Władysław napróżno przeszkodzić usiłuje.

Zgromadzone wojsko, z Wrocławia ruszywszy do Mazowsza pod dowództwem Bolesława i Zbigniewa, stanęło obozem pod Żarnowcem, lichém miasteczkiem, gdzie książę Władysław z dworem swoim przemieszkiwał. Zaczęła się rozprawa między ojcem a synami, nie orężem, bo wszyscy brzydzili się taką zbrodnią, ale wzajemném do zgody pośrednictwem. Wiedzieli, że wszystek spór o to się toczył, aby książę Władysław ojciec oddalił od siebie wojewodę Krakowskiego Sieciecha, żeby mu odjął wszystkie zamki i warownie zwierzchnictwu jego poruczone, gdy zlane nań zbyt hojną ręką dobrodziejstwa podnosiły go w pychę i zuchwałość, ubliżającą godności monarchy, a zagrażającą jego synom niebezpieczeństwem i zgubą. „Nie podnosimy ręki (mówili książęta) przeciw naszemu ojcu, któremu owszem chcemy zawzdy publicznie i prywatnie cześć powinną oddawać, ale zamierzyliśmy tylko ukarać naszego wroga, który nie mogąc nas zgładzić jawnie orężem, przekupił i nasadził na życie nasze siepaczów. Błagali ojca, żeby obłudy i przewrotności Sieciecha, która rzeczpospolitą pochyliła prawie do upadku, nie ważył więcej nad wierność i przychylność synów i wszystkich zacnych obywateli, a straż i dozór zamków poruczył raczej synom, swoim następcom, niż Sieciechowi.“ Do tych sprawiedliwych żądań, za usilną namową bi-