Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom I.djvu/418

Ta strona została przepisana.

skupów i innych duchownych, którzy dla zagodzenia owego sporu razem się byli zgromadzili, skłonił się książę Władysław i postanowił natychmiast oddalić Sieciecha, zobowiązawszy się nadto przysięgą, że go nigdy do władzy i dostojności, jaką posiadał, nie przywróci. Zaczém książęta, broń złożywszy, udali się do ojca, i z korném czołem a należną mu uczciwością wzajemnie się pojednali. We dwa dni potém, gdy Sieciech wojewoda ustępował do zamku, który był sam zbudował i obwarował mocno wałami i okopami, a od imienia swego Sieciechowem nazwał, spodziewając się, że w nim może mieszkać bezpiecznie, Bolesław i Zbigniew poszli za nim z licznemi poczty rycerstwa, aby go poimać, a przynajmniej, jeśliby to się nie udało, wypędzić z kraju. Nie chciał tego dopuścić książę Władysław; aby przeto takowemu zamiarowi synów i wszystkiego rycerstwa przeszkodzić, a Sieciecha od grożącego zasłonić niebezpieczeństwa, przebrawszy się i zmieniwszy zupełnie swoję postać, o północy, kiedy mniemano, że spoczywał spokojnie w obozie synów i w swoim książęcym namiocie, z trzema tylko zaufanymi sługami siadł w łódkę, i Wisłą, która w tych miejscach znaczną już ma obszerność, popłynął do Sieciecha. Postępek ten książęcia Władysława wielce pomieszał Bolesława i jego rycerstwo. Naradzał się Bolesław, czyli gonić dalej Sieciecha, czyli miał się zatrzymać. Po długiém wahaniu się, postanowił wreszcie za powszechném zdaniem rycerstwa, w dzielnicach od ojca obu synom naznaczonych poosadzać główne miasta i zamki, które Bolesław i Zbigniew mając w swém posiadaniu mniejby już obawiali się Sieciecha, gdyby po śmierci ich ojca knować chciał jakie zdradzieckie zamiary. Natychmiast więc Bolesław zajął i osadził Kraków, Sandomierz, Sieradz i inne zamki w dzielnicy swojej. Ale Zbigniew odpędzony sromotnie od zamku Płockiego, który osadzony był silną wojska załogą, już bowiem i książę Władysław do niego był powrócił, nie śmiał kusić się o inne warownie. Połączywszy potém swoje wojska Bolesław i Zbigniew, otaczają miasto i zamek Płocki, domagając się koniecznie rozłączenia ojca z Sieciechem. Tymczasem przybył do Płocka Marcin arcybiskup Gnieźnieński, lubo obciążony laty, ale jeszcze czerstwy i przytomny starzec, chcąc pośrednictwem swojém pojednać ojca z synem, aby z onych zatargów domowych straszniejsza dla całego królestwa nie wybuchnęła burza. Jakoż nakłonił Władysława, że pierwsze przyrzeczenie swoje oddalenia na zawsze Sieciecha mocniejszém zobowiązaniem a nawet przysięgą potwierdził. Uśmierzyły się zatém z obu stron gniewy i niechęci: a gdy Władysław dotrzymał słowa, wrócił pokój żądany. Książęta wypędzili z kraju Sieciecha, który na Ruś ustąpił, a Bolesław oddał ojcu pozajmowane przez siebie miasta i zamki. Natuławszy się ów Sieciech na wygnaniu przez lat kilka, za łaską dopiero Bolesława, a wstawieniem się biskupów i pa-