Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom I.djvu/439

Ta strona została przepisana.

sędziwych, sam z Skarbimirem i stu młodymi towarzyszami, aby męztwo w spoczynku nie gnuśniało, wybrał się na łowy do lasów, w których miało się znajdować bardzo wiele zwierzyny. Znalazł w nich atoli sroższych od zwierząt Pomorzan: po ustąpieniu bowiem Skarbimira wkradli się byli kryjomo w granice królestwa Polskiego, a łotrując kupami chwytali nieostrożnych Polaków. Byłby zatém Bolesław wpadł mimo wiedzy w ich zgraję, gdyby szczęściem nie poznano ich wcześniej po znakach wojskowych i koniach. Na te tłumy straszliwe, mające wnet błysnąć tylu dobytemi szablami, spojrzał bohatér niezmrużoném okiem, nie okazawszy w twarzy żadnego nawet poruszenia. Sam wprawdzie wódz i żołnierz niezwyciężony nie wiedział co miał czynić, cofnąć-li kroku, czy z tak wielką nawałą bój stoczyć. Ale wnet w duszy wielkomyślnej zawrzało uczucie szlachetnej dumy: postanowiwszy więc raczej zginąć, niż sromotną ratować się ucieczką, i przemówiwszy do swoich spokojnie i krótkiemi słowy, „aby go w tak ciężkiej przygodzie nie opuszczali, i wraz z nim gotowi ponieść śmierć chwalebną, nie dopuszczali przynajmniej wydrzeć sobie życia bezkarnie;“ sam na czele swojej drużyny wpadł na ów gmin Pomorzan z trzech tysięcy ludzi złożony, a rąbiąc i ścieląc sobie mieczem tór krwawy, przebił się zwycięzko przez całą ćmę barbarzyńców. Odwaga niepodobna do wiary! która miasto pozyskania chwały, wydałaby się raczej zuchwałém junactwem, gdyby jej było nie posłużyło szczęście. Wrócił się jeszcze powtórnym zawodem, pędząc na przebój i jak lew rozjuszony kładąc na pował gęste koło siebie trupy; a gdy po trzeci raz zamierzał podobną przeprawę, a już tylko pięciu miał przy sobie rycerzy, inni bowiem częścią posłabli, częścią rozbili się na różne strony; jeden z owych pozostałych, widząc wlokące się po ziemi trzewa z przebitego pod nim konia: „Nie chciej, rzekł, Miłościwy Książę, nie już siebie tylko, ale Polski całej na tak jawne narażać niebezpieczeństwo; zachowaj się raczej na lepszą porę. Pamiętaj o sobie, pamiętaj o ojczyznie, którą ocalisz od zguby, jeżeli własnego życia oszczędzisz. Oto koń pode mną zdrowy, wsiadaj na niego, a uchyl się od ciosów tak jawnie grożących; mniejsza o to, że ja polegnę, byleś ty, gwiazdo ojczyzny, w którym żywot wszystkich Polaków zawarty, ocalał.“ Gdy rycerz te słowa domawiał, upadający koń książęcy zsadził z siebie lekuchno przesławnego jeźdźca, książęcia Bolesława, jakoby znał kogo nosił. Dosiadłszy książę konia, którego mu on towarzysz podstawił, zboczył z wolna do trzydziestu innych rycerzy, po jednemu do niego garnących się i broczących ranami. Spotkał wtedy i wodza Skarbimira, bez oka prawego, które w boju utracił, i pławiącego się prawie we krwi własnej. Z tymi więc wracał do miejsca, w którém bawił gościną, wrąc jeszcze żądzą boju i zgrzytając zemstą na Pomorzan, z zdumieniem patrzących za nim i nie śmiejących ścigać go w odwrocie. W połowie drogi złączyła się z nim gro-