przyjacielskiego miał zginąć, temi słowy, nie potajemnie ale jawnie do towarzyszów swoich mówił: „że nie pójdzie do walki, póki się wprzódy grzechów swoich nie wyspowiada.“ Ale dnia następnego, kiedy Bolesław wyprowadzał rycerstwo swoje do dobywania zamku i miasta, cześnik ów Sieciech, odzyskawszy męztwo, nie pomyślał już o wypełnieniu swego ślubu, i poszedł z drugimi towarzyszami do walki. Za powrotem znowu go tenże sam strach ogarnął i taż napadła niemoc, że ponowił swój ślub i postanowienie spowiedzi; i tak było ciągle przez dni kilka; po każdém zejściu z pola, bojaźń dręcząca odwodziła go od dalszych harców, a napełniała skruchą i chęcią oczyszczenia się z grzechów, a z dniem następnym znowu nikły te trwogi, i spowiedź odkładana szła w zaniedbanie. Tak bowiem czynił ów rycerz Sieciech, jak to i inni mają w zwyczaju, że kiedy na nich przychodzi strach jakiś i przygoda, obiecują wtedy poprawę, a za pomyślniejszą rzeczy zmianą znowu wracają do dawnej pychy i grzeszą po swojemu. Po zdobyciu wreszcie zamku i miasta, zwalczeniu nieprzyjaciół i wzięciu celniejszych obywateli za zakładników, gdy rycerstwo Polskie wracało do swego kraju, rzeczony cześnik Sieciech, lekceważąc cierpliwość i miłosierdzie przewłaczającego karę Boga, począł chełpić się przed towarzyszami, że nie stracił nic na tém iż zaniedbał spowiedzi i pokuty, przez to bowiem zaniedbanie ocalił życie, które byłby utracił przez spieszne ślubu wypełnienie. Tym płochym jego przechwałkom poklaskiwali niektórzy z młodszej drużyny, skłonni do podobnego zuchwalstwa: mężowie jednak roztropniejsi i żywiący w sercach bojaźń Boga brzydzili się takowém zaślepieniem i ganili je karcącą przestrogą. Aliżci gdy Sieciech następnej nocy spokojnie używa wczasu, pokazuje mu się Święty Idzi opat, w poważnej starca postaci, którego chociaż Sieciech nigdy wprzód nie widział, z natchnienia jednak Bożego zaraz go poznał w przytomnym mężu, który rzekł: „Ty się chełpisz, Sieciechu, że odłożeniem spowiedzi i pokuty uniknąłeś śmierci, a ja ci oznajmiam, że śmierć tuż jest przed tobą.“ Po wyrzeczeniu tych słów znikła postać szanowna, a Sieciech, jakkolwiek jej widzeniem i wieszczbą przerażony, nawet w członkach swych uczuł niemoc i drżenie, nie poprawił się przecież, i z Bolesławem książęciem, który w pięć dni potém wybrał się był na łowy do lasów Usosińskich (Vsosin) gdzie mnóstwo było żubrów, pobiegł użyć myślistwa. A gdy książę Bolesław ubiwszy wiele zwierząt, żubra jednego nadzwyczajnej wielkości i siły, odłączającego się od swej gromady pojedynka, którego w języku właściwym zowią odyńcem, wypłoszył z kniei, w której się ukrywał, a zwierz zalękniony uciekając przed szczekaniem psów i grotami myśliwych, wyrwał się z zastawionej do koła obławy, i przypadkiem wbiegł na stojącego mu na drodze cześnika Sieciecha; ten za rzecz sromotną uznawszy kryć się albo uciekać, w obec książęcia Bolesława i innych patrzących nań towarzyszów,
Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom I.djvu/446
Ta strona została przepisana.