Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom I.djvu/460

Ta strona została przepisana.

szarpać należało“, zkąd w zgromadzeniu powstał zgiełk i rozruch, który Bolesław zaledwo uśmierzyć zdołał, przekładając, że nie godziło się karać człowieka bez wysłuchania sprawy; wezwany do tłumaczenia się Zbigniew, najchytrzejszemi wykręty usiłował zbrodnię swoję osłaniać, usprawiedliwiać się i oczyszczać z winy: „że z nieprzyjaciołmi Pomorzany ani miał porozumienia, ani razem do obozu wtargnął, ale jedynie uprzedził ich, aby ostrzedz Polaków o ich napadzie“; upominał radę rycerską, błagał i zaklinał, „aby na zmyślone i potwarcze wieści, na rozgłoszone niewcześnie zarzuty i oskarżenia, które on zbić i odeprzeć gotów, nie obciążano go niesłusznym wyrokiem, nie wydawano na sromotę i niedolę wygnania.“ Wielu nadto innych a nader zręcznych używał fałszów i obrotów, które go okazywały człowiekiem dziwnie przebiegłym, szczwanym i w chytre wykręty płodnym. Wtedy Sieciech wojewoda temi do niego przemówił słowy: „Dopókiż więc Zbigniewie nadużywać będziesz cierpliwości naszej? pókiż nas uwodzić twojém zdradziectwem i podstępami? długoż miotać się będzie na nas twoja wyuzdana zuchwałość? Więcże gwałty twoje, łupiestwa i klęski, któremi nas obarczasz, mają ci zawzdy uchodzić bezkarnie? Takli łaskę wspaniałą brata twego, najdostojniejszego książęcia, i naszą zawdzięczasz przychylność? Zważ, jak cię ten książę, potomka nieprawego łoża, złoczyńcę i wichrzyciela, żadną nie zalecającego się cnotą, wydającego w swych czynach sromotę matki, podłego rodu plemię, nałogiem ustawicznych zbrodni i szałem przewrotności podniecanego do spisków i zamachów na zgubę narodu Polskiego, na zagładę ojczyzny naszej, nie tylko surowo jak zasłużyłeś nie karał, ani jak wyrodka i zdrajcę na krańce świata nie wyścigał, ale nawet do wspólności i uczestnictwa rządów przypuścił.“ Lubo nikt nie wątpił, że Zbigniew kłamstwem się tylko od winy wybiegał, nie ukarano go przecież śmiercią, na którą zasłużył, ale wskazano na wygnanie. Ustąpił zatém do Czech. Znużeni nakoniec ciągłą obroną i do rozpaczy przywiedzeni oblężeńcy Wieleńscy, widząc coraz znaczniejszy sił swoich ubytek w zabitych i rannych, gdy i posiłki, o które do starszyzny panów Pomorskich posyłali, nie nadeszły, poddali się dobrowolnie i otwarli bramy Bolesławowi, a na znak otrzymanej łaski i wyjednanego sobie bezpieczeństwa żądali rękawicy z prawej ręki zwycięzcy. Gdy chorągwie rycerskie z rozkazu Bolesława wnoszono do zamku, i obwoływano nakaz książęcia, „aby poddającym się Pomorzanom żadnej nie czyniono krzywdy“, poczęli sarkać na to żołnierze, a potém głośno wyrzekać: „że nie godziło się wcale, za krew przelaną tylu ich towarzyszów, poległych i rannych, za tyle wojennych trudów i zimą i latem podejmowanych, odmawiać im zasłużonej nagrody zwycięztwa; a Pomorzanom odpuszczać bezkarnie ich przeniewierstwo, zdrady i pogwałcenie sojuszów.“ Rzucili się zatém na Pomorzan, i wszystkich, co ich było w Wie-