burzą z grzmotami i piorunami, nieznacznie się ztamtąd wynieśli. Nie wiadomo, co spowodowało Władysława książęcia do opuszczenia swego stanowiska: zamierzał-li tym niespodziewanym obrotem groźniej na nieprzyjaciela wystąpić, czyli też dla zwykłej sobie niestateczności umysłu, raz wojny, drugi raz pragnąc pokoju, cofnął swoje wojska z obawą. Naradzał się zatém Bolesław, co miał czynić: wrócić do Polski, albo ścigać Czechów i pustoszyć ich ziemię? Różniły się w tej mierze zdania: starsi radzili, aby po zniszczeniu już tylu powiatów Czeskich, gdy nieprzyjaciel wyzywany do walki starannie jej unikał, skończyć raczej wyprawę; młodsi przeciwnie, nie chcieli wracać aż po zwojowaniu i zgnębieniu nieprzyjaciela, a spustoszeniu całych Czech, po samę stolicę Pragę. Bolesław zdawał się trzymać z młodszém kołem radców, ale gdy mu oznajmiono, że już w obozie wyczerpane były wszystkie zapasy, które z sobą wzięto, skłonił się do zdania starszych. Postanowiwszy zatém wracać do Polski, wydany poprzednio na prośbę Sobiesława zakaz palenia domostw i pustoszenia włości uchylił, a nakazał owszem rozszerzyć po kraju jak najsroższe łupiestwa i pożogi. Gdy zaś z wojskiem przybył pod Kłock, a mieszczanie zamknęli przed nim bramy, kazał Bolesław podpalić przedmieścia, zkąd gdy wiatr przeniósł pożar do miasta, całe Kłocko zgorzało, choć już mieszkańcy poddali się zwycięzcy; reszta wydana na pastwę żołnierzy. Często Bolesław książę Polski dozwalał podobnych grabieży swemu wojsku, któremi przy zwykłej sobie hojności i uprzejmości tak wszystkich rycerzy serca sobie zobowiązał, że najżywszą pałali żądzą walczenia pod jego dowództwem, a największe trudy i niebezpieczeństwa chętnie i z odwagą podejmowali.
Spaliwszy Kłocko z okolicznemi wsiami i miasteczkami, wracało wojsko prostą drogą do Polski, nie przestając grabieży i spustoszenia, które roznosili po włościach żołnierze pod zasłoną osobnej dla ich bezpieczeństwa straży. Już wchodzili do lasów zwanych wielką puszczą, Czechy od Polski przedzielających (ta bowiem droga, którą Bolesław wkraczał do Czech, i wszystkie inne drzewami podciętemi były zawalone); wtém nagle w cichości nocnej, kiedy książę według zwyczaju odmawiał swoje modlitwy, powstał krzyk w obozie, ostrzegający, że nieprzyjaciel nadciąga: wołaniem jednego żołnierza poruszone całe wojsko, w trwodze i popłochu gotowało się do niezwłocznej bitwy. Natychmiast wyskoczył Bolesław z namiotu, w którym odprawiał swoje nabożeństwo, i dla uśmierzenia niewczesnego rozruchu, wbiegłszy na