Bolesław książę Polski gotował nową wyprawę przeciw Pomorzanom, poznawszy, że Świętopełk, którego rządom powierzony był zamek Nakło z sześcią miastami i warowniami, chwiać się począł na nowo w zaprzysiężonej wierności. Ale stanęły na przeszkodzie ustawiczne deszcze i słoty, które począwszy się z wiosną przez całe lato nie ustawały. Te ciągłe ulewy i powodzie nie tylko w Polsce ale i w okolicznych krajach wielkie poczyniły szkody, zatopiwszy całą niemal ziemię, a ztąd przeszkodziwszy zasiewom i zbiorom. Najwięcej jednak ucierpiały okolice leżące nad większemi rzekami, które nadzwyczaj powzbierały i z brzegów powystępowały. Tego także roku zdarzyło się, że całe niebo przez trzy godziny krwawą czerwieniało łuną, tak iż zdawało się, jakoby ogniem i płomieniem gorzało: które-to zjawisko, u wielu za cud poczytane, miało być wróżbą jakiegoś wielkiego wydarzenia. Wkrótce potém takie spadły ulewy i nawalnice, a z nich tak gwałtowne powstały wód wylewy, że niektórzy lękać się zaczęli powtórnego potopu.
Marcin I, metropolita kościoła Polskiego, arcybiskup Gnieźnieński, zszedł ze świata i pochowany został w kościele Gnieźnieńskim, którym rządził lat dwadzieścia sześć. Po nim nastąpił Jakób I, urodzony w mieście Zninie (Zneyna), z rodziców szlacheckiego stanu, naznaczony od Kalixta II papieża.
Włodzimierz książę Kijowski, poduszczony przez nieprzyjacioł Jarosława książęcia Włodzimierskiego chytremi obmowy, jakoby godził na jego życie i strącenie go z stolicy Kijowskiej, srogim przeciw niemu zapaliwszy się gniewem, postanowił zwabić go do Kijowa, i słał tym celem nalegające listy i posły. Jarosław odpowiedział, że nie pierwej przybędzie, aż gdy Włodzimierz zapewni go osobistą przysięgą, że mu żadnej