Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom I.djvu/502

Ta strona została przepisana.
Rok Pański 1120.
Świętopełk powtórnie w Nakle oblężony, a potém ujęty i na zawsze do więzienia wtrącony; jego także potomkowie od wszelkiego przełożeństwa nad miastami i zamkami odsądzeni.

Nie dotrzymał Świętopełk książę Pomorski i starosta Nakielski umowy, którą był zaprzysiągł, dawszy własnego syna w zakład wierności. Obrażony książę Bolesław tylokrotném jego zmiennictwem i krzywoprzysięstwem, ruszył znowu tego lata z wojskiem na Pomorze, ażeby go ukarał. Znając zaś słabe siły przeciwnika, który od Pomorzan już zwalczonych i shołdowanych nie mógł się spodziewać pomocy, przebrakowawszy wojsko, i odprawiwszy do domów drużyny słabsze i źle ubrane, z wyborem tylko rycerstwa ćwiczonych w boju wysłużeńców, ruszył w celu odebrania miast, warowni i zamków, które był Świętopełkowi powierzył. Najpierwej podstąpił pod Wyszogrod, miasto umocnione warownią, które przez dni szesnaście tłukąc taranami i rozmaitym rodzajem narzędzi wojennych, zdobył przemocą i pod swoje objął zwierzchnictwo. Poczém przez ośm dni dozwoliwszy spocząć strudzonemu rycerstwu, i zostawiwszy silną załogę w Wyszogrodzie, poszedł dalej odbierać inne miasta, zamki i warownie; przedewszystkiem opasał miasto i zamek Nakło, którego w roku przeszłym zdobyć był nie mógł. Zaraz świtaniem począł je ściskać ze wszech stron i pod mury podbiegać, rozumiejąc, że mieszczanie i załoga zamkowa, przerażeni trwogą, poddadzą mu się dobrowolnie. Ale mężniejszy znalazł odpór Bolesław, niżeli się spodziewał; kiedy bowiem żołnierze z zaciętością bronili murów, niewiasty podawały im rozmaitego rodzaju pociski, kamienie i smołę wrzącą z ukropem. Próżno więc kuszono się o zdobycie twierdzy. W wielu miejscach pozataczano kusze wielkie, któremi tłuczono mury i strażnice; ale Naklanie nie zaniedbali niczego, co służyć mogło do skutecznej obrony, to naprawiając spiesznie rozwalone mury, to nagłemi wycieczki wpadając na okopy i stanowiska Polaków. Rozkazał zatém Bolesław przystawić wyższe nad mury wieże, pozawalawszy wprzód przekopy ziemią i kłodziną: a miecąc z nich gęste strzały na nieprzyjaciół, i nie dozwalając im utrzymać się na murach, usiłował wedrzeć się do miasta i zamku. Broniący ich żołnierze i mieszczanie, zagrzewani przez Świętopełka, aby żywo przynajmniej nie oddawali się w ręce Bolesława, dla odparcia grożącego niebezpieczeństwa poznosili pod one wieżyce stosy drzewa smolnego sosnowego, a namiotawszy w nie słoniny, smoły, masła i innych rzeczy palnych, podłożyli ogień. Gdy się te tłustości zajęły, rozgorzał pożar, którego Polacy w żaden sposób stłumić nie mogli; a tak