niu, z nabożeństwem i płaczem rzewnym. A skoro przybył na miejsce, przez dni kilkanaście u grobu Błogosławionego Wojciecha padając na twarz i gorącym oddając się modlitwom, błagał ze łzami odpuszczenia grzechów. Dał potém ośmdziesiąt grzywien czystego złota, tudzież mnóstwo drogich i rzadkiej wielkości kamieni na ulanie i ozdobienie trumny mającej mieścić zwłoki święte. Biskupom, także kanonikom, kapłanom, niemniej drużynie rycerstwa i panom, którzy go wtenczas otaczali, porozdawał kosztowne szaty; wszystkich nakoniec księży kościoła Gnieźnieńskiego, nie zapominając nawet o sługach kościelnych, hojnie obdarzywszy, odjechał.
Sobiesław, książę Czeski, wielu pod te czasy panów Czeskich, zwłaszcza z rodu Ursowiczów, niektórych także z przyjacioł i ulubionych dworzan swoich, oskarżonych, jakoby na życie jego knowali spiski, a to z poduszczenia synowca jego Brzetysława, syna Konrada, którego był uwięził i pod strażą trzymał, już-to śmiercią pokarał, już na rozmaite poskazywał kaźnie; samego zaś Brzetysława książęcia, synowca swego, nielitościwie wzroku pozbawił. Tak daleko zaś doszły jego podejrzenia, że nawet Menarda biskupa Praskiego i niektórych kapłanów dosięgły.
Pierworodny syn Bolesława książęcia Polskiego, Kazimierz, z Niemki urodzony, z dawna słabowity, zapadł w chorobę stopniami wzmagającą się i umarł, zkąd Bolesław ojciec wielki uczuł żal i zmartwienie. Ale pocieszyli się nieco w swoim smutku rodzice, gdy rzeczona księżna, córka króla Rzymskiego, powiła w tymże samym roku drugiego syna, któremu z woli ojca dano na chrzcie imię Mieczysław. Książę ten z wzrastającym wiekiem taką okazywał roztropność, że wielu podziwiało w młodzieńcu szczególniejszy statek, dojrzałość zdań i powagę, zkąd dla starego niby rozumu Starym go nazwano.