Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom I.djvu/92

Ta strona została przepisana.

i pozielenioną darniem. Wstawiają potém słup, i oznaczają przestrzeń zawodu pewnemi z obu stron krańcami, uprzątnąwszy z drogi wszelkie przeszkody i zawady. Nakoniec wybierają starców i sędziwszych z grona panów, którzyby ścigających się ochotników pilnie uważali, a potém rozsądzili między nimi: tym poruczono zaszczytny udział przyznania rządów królestwa spółzawodnikowi — zwyciężcy. Lecz jako przezorność ludzka nie ma nigdy dość środków do obwarowania się z każdej strony, łatwy znalazł się sposób, za pomocą którego zdrada zdołała podejść obmyśloną tak mądrze radę i wydanie słusznego sądu. Pewien albowiem młodzieniec, imieniem Leszek, dowcipny i przebiegły, a między ubiegającymi się o panowanie najzapaleńszy i najchciwszy władzy, kryjomo, całą drogę, którą do mety bieżeć miano, w noc późną i bez świadka, aby go kto nie wydał i zdrady nie rozgłosił, żelaznemi ponatykał kolcami, które dla niepoznaki piaskiem z wierzchu przysypał, zostawiwszy dla siebie z boku jednę tylko ścieszkę wolną, oznaczoną pewnemi a jemu tylko wiadomemi wskazówkami. To uczyniwszy, czekał z radością w sercu dnia przeznaczonego na zjazd wyborczy, nie wątpiąc bynajmniej, że książęcą uzyska godność. Ale zdradę jego dowcipną wykrył traf niespodziany: dwaj bowiem młodzieńcy, prostego i ubogiego stanu, przyszedłszy dla rozrywki na miejsce gonitwy, ułożyli się żartem pójść pieszo na wyścigi, a to pod takim zakładem, iżby zwyciężony zwycięzcę zawsze królem nazywał i witał. Postanowionego atoli zakładu wykonać nie mogli, zaraz bowiem na początku drogi kolce żelazne poczęły im kaleczyć nogi. Stanęli zatém, i dostrzegają, że cała przestrzeń podobnemi kolcami była zasłana. Sądząc jednak, że nie należało rozpowiadać tego, o czém się przypadkiem dowiedzieli, rzecz całą za chowali w milczeniu. Gdy nadszedł dzień wyborczy, a wielu mężów i młodzieńców na koniach odmiennej maści przybyło, ci, którym ten urząd powierzono, poprowadzili ochotników chcących doświadczać szczęścia na miejsce gonitwy; a że wszystka szlachta i lud polski, zgromadziwszy się licznie na tak niezwykłe i wielkiej wagi widowisko, chcieli być świadkami ostatecznego wypadku, dzień przeto wyścigów, naznaczy na piętnasty Października, ciekawy ze wszech miar przedstawiał widok: pole piaskiem wysypane, urządzone dla panów na podniesieniu ławice, lud zewsząd zgromadzony, jego twarze, uwaga i oczy na ubiegających się zwrócone, a jak to zwykle bywa, wieloraka obawa, życzliwość, współczucie lub względność, według rozmaitego widzów usposobienia. A gdy wraz wszyscy współzawodnicy szybkim puścili się wyścigiem, konie ich kaleczone tkwiącemi po drodze ostrokolcami, których żaden uniknąć nie mógł, poczęły najprzód utykać i postawać, a potém padać z jeźdźcami; inne, gwałtowniej naglone, zrzucały ich z siebie, opóźniały, lub waliły z sobą o ziemię. Sam tylko Leszek, chytry sprawca podstępu, który nadto kopyta swemu koniowi żelaznemi opatrzył podkowami, aby go ochronić od wszela-