wspaniałością duszy i słodyczą obyczajów; ludzki i sprawiedliwy, w młodzieńczym jeszcze i kwitnącym wieku okazywał te szlachetne przymioty, dla których zdawał się zrodzonym do panowania): „Nie tajno ci zapewne, Miłościwy książę, jak srogim i uciążliwym od lat blisko pięciu podlegamy rządom, do jakiej niedoli i poniżenia przyszedł kraj nasz pod tyrańską władzą i uciskiem twego brata Mieczysława i jego starostów. Chociaż bowiem prośby usilnemi, radami i przestrogami, to publicznie, to na osobności rzecz czyniąc i upadek ojczyzny mu przedstawiając, błagaliśmy go i zaklinali, aby nas wybawił z jarzma powszechnego ucisku, przecież zabiegi i usiłowania nasze były daremne. Wzgardziwszy dumnie radami i prośbami naszemi, z taką owszem zawziął się na nas srogością, że wszystkim zagroził karą wygnania lub śmierci. Do ciebie więc, za zgodną wszystkich stanów wolą, przychodzimy w poselstwie, prosząc, abyś rządy państwa na siebie przyjąć raczył, a ojczyznę i nas od tej srogiej przemocy uwolnił. Przyczém bądź upewniony, że brata twego Mieczysława, jako naszego i ojczyzny nieprzyjaciela, dłużej nad sobą w żaden sposób nie ścierpimy.“ Książę Kazimierz, namyślawszy się chwilę, tak odpowiedział: „Nie pierwsza to od was, panowie dostojni, prośba do mnie w dniu dzisiejszym o przyjęcie rządów: już dawno, bo za życia jeszcze najukochańszego brata mego Bolesława Kędzierzawego, nalegały na mnie o to prośby Jaxy i Świętosława, panów. Lecz uważałem za rzecz niegodziwą, abym opiekuna i brata mojego spokojność miał zakłócać, albo w czémkolwiek jego prawom i godności ubliżać; nad wszystkie bowiem władztwa i królestwa wyżej cenię braterską miłość, pokój i zgodę. Jeżeli więc wtedy okazałem się bratu wiernym i życzliwym, jakiémże czołem mógłbym dziś plamić moję zacność, sięgając po jego władzę, zwłaszcza gdy ku niemu z synowską zawsze byłem miłością, i nawzajem od niego jak od ojca szczerego doznawałem przywiązania?“ Na to biskup Gedeon i przytomni panowie: „Miłościwy książę, rzekli, insze teraz wcale zachodzą względy. Bolesław Kędzierzawy brat twój panował roztropnie i sprawiedliwie, lecz następca jego widzisz jak daleko odbił się od tej drogi, znacząc swoje rządy srogością, w której żadną miarą folgować nam nie chce. Wierzaj zatém, że wielką cnotę, wielką miłość okażesz, a nie przewrotność i pychę, zasłużysz sobie na wieczną sławę i nagrodę z błogosławionemi w niebie, jeśli ojczyznę tak srodze uciśnioną, zgnębioną i prawie ginącą poratujesz, i wyrwiesz z jarzma tego ciemiężcy i okrutnika. Wiedzą to bowiem nie tylko prawi Boga wyznawcy, ale poganie sami to pojmowali, że wszyscy, którzy ojczyznę wspierają, bronią, podwyższają, zapewniony mają przybytek i dziedzictwo w niebie, gdzie błogosławieni wiecznego używają szczęścia. Wszak na tyrana jak na potępieńca wolno użyć srogości. Ty jeden, wierzymy, uleczyć możesz nasze i ojczyzny rany. Tobie więc i nasze i jej razem
Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom II.djvu/104
Ta strona została przepisana.