czysław Stary książę Wielkopolski występował przeciw nim do boju: zaczém i oni z ziem Krakowskiej, Sandomierskiej, Lubelskiej, Mazowieckiej, Kujawskiej, Brzeskiej nad brzegiem Bugu leżącej, i innych powiatów Rusi, które Kazimierzowi za życia jego podlegały, zebrawszy siły, a nadto, Romana Mścisławica książęcia Włodzimierskiego, a powinowatego synów książęcia Kazimierza, który licznemi tegoż Kazimierza ujęty był dobrodziejstwy, wezwawszy ku pomocy, wyszli na odpór, broniąc pustoszenia włości, które był Mieczysław Stary rozkazał niszczyć pożogą. Już do Jędrzejowskiego klasztoru i miasta leżącego w dyecezyi Krakowskiej dotarł z wojskiem swojém Mieczysław, poczém nad rzeką Mozgawą, o mil cztery od rzeczonego klasztoru, położył się obozem, gdy go doszła wieść, że nieprzyjacielskie hufce Krakowskiego rycerstwa nadciągają. W tém przeto miejscu oba wojska spotkawszy się stoczyły bitwę. Krakowianie bowiem wiedząc, że posiłkowe oddziały jeszcze się z Mieczysławem nie połączyły, natarli na jego wojsko, aby nie działać z wszystkiemi razem, a tym sposobem ułatwić sobie zwycięztwo. Lewe skrzydło prowadził książę Roman, prawem dowodził Mikołaj wojewoda Krakowski. Goworek zaś wojewoda Sandomierski zostawiony był w odwodzie. Przeciągnęła się bitwa od dziewiątej godziny rannej (a tertiis) aż do wieczora. Walczyły obie strony z wielkim zapałem, lubo z jednej i drugiej występowali bracia, krewni, powinowaci, świekrowie, zięciowie, i rozmaitego stopnia i rodzaju należący: nikt nie powstrzymał się w zapędzie, nie zawściągnął oręża, nikt bratu, krewnemu, przyjacielowi nie przebaczył; ale siekąc się nawzajem, jak najsrożsi nieprzyjaciele, najzawziętsi przeciwnicy, krwawą przedłużali walkę. Gdy więc ani ci ani owi ustąpić nie chcieli, stała się rzeź straszliwa, i stosy trupów zaległy pole bitwy. Sami nawet książęta, którzy biegnąc swoim na pomoc, i usiłując podtrzymać walkę, wmieszali się do boju, nie uniknęli ciosów. Bolesław bowiem, syn Mieczysława Starego, w oczach ojca pchnięty rohatyną, spadł z konia i ducha wyzionął. Mieczysław Stary książę Wielkopolski, raniony od jednego z szeregowców, który nacierając nań ostrzem szabli coraz silniej dojeżdżał, byłby niezawodnie zginął, gdyby zrzuciwszy z głowy szyszak nie był zawołał że jest Mieczysławem książęciem i że błaga o miłosierdzie: rycerz ten bowiem, wzruszony majestatem książęcia i jego siwizną, nie tylko oręż zatrzymał, ale uniosłszy książęcia z pola bitwy, aby z czyjej ręki nie doznał ciosu, nakłonił do ucieczki i ratowania swego zdrowia. Niemniej Roman Mścisławic książę Włodzimierski, wielu razami z przodu ugodzony, gdy widział, że jego Rusacy częścią polegli, częścią w nieładzie pierzchali, sam uchodząc niebezpieczeństwa opuścił pole. Dopieroż kiedy tłumy
Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom II.djvu/149
Ta strona została przepisana.