rycerstwa z obojej strony bądź upadły w boju, bądź od ran poniesionych posłabły, ustała walka, która z taką toczona była zaciętością, że obadwa wojska krwią broczące zarówno miały się za zwyciężone, i nikogo nie znaleziono na pobojowisku z innemi jak tylko z przodu odebranemi ranami. Pokrewne oręże, bratnie szyki, wspólne znaki wojenne, synowie jednej ojczyzny, jednego języka plemieńcy, szałem zaślepieni, pierwszy raz wtedy po nieprzyjacielsku z sobą walczyli. Sam tylko książę Mieczysław Laskonogi w powszechnej trwodze dotrzymał placu, a ztąd chlubił się, że przed nim tylko samym zatrzymało się zwycięztwo. Gdy obadwa wojska z pola bitwy pierzchały w popłochu, Mieczysław książę Opolski i Raciborski, który miał także wspierać w boju Mieczysława Starego, książęcia Wielkiej Polski, lecz późno nadciągnąwszy nie miał w bitwie udziału, wraz z bratankiem swoim Jarosławem, synem Bolesława Wysokiego książęcia Wrocławskiego, i z oddziałami swemi wstrzymując i zbierając w szyki rozsypujące się rycerstwo Mieczysława Starego, zajął plac bojowy i z podniesionemi znakami stanął obyczajem zwycięzców. Goworek wojewoda Sandomierski chciał mu wydrzeć ten tryumf pozorny, dla którego poczęło było kupić się przy nim rozproszone rycerstwo Krakowskiej ziemi. Nie zmieszany szczupłością swojej siły i popłochem wojska przerażonego świeżą klęską, wystąpił do rozprawy i walczył z zaciętością: ale gdy celniejsi z jego towarzyszów polegli, a reszta nie zdołała sprostać mnogości nieprzyjacioł, osądziwszy iż uciekać byłoby dlań sromotą, oddał się żywcem w ręce przeciwnika, i długo potém znosił więzy, pokąd go z niewoli nie wypuszczono. Mieczysław zaś książę Opolski wraz z swym synowcem Jarosławem, obawiając się, aby rycerstwo Krakowskie znowu nań nie uderzyło, zabrawszy z sobą Goworka wojewodę Sandomierskiego, tudzież innych jeńców Krakowskich, i zdobycze uniesione na znak zwycięztwa, opuścił pole bitwy. A dowiedziawszy się od szpiegów i gońców, że Mieczysław Stary ciężko raniony w lektyce zaniesionym został do Poznania, cofnął wojsko swoje i bratanka swego do Szlązka.
Troskliwy o los toczącej się wojny Pełka biskup Krakowski, we wsi swojej Dzierzążni, o dwie mile od miejsca boju odległej, zatrzymawszy się, kołysany naprzemian nadzieją i trwogą, łzami i modlitwami wypraszał u nieba zwycięztwo. Tymczasem przybywa z pola bitwy jeden z zbiegów, i bisku-