Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom II.djvu/179

Ta strona została przepisana.

dział, że wszystek zastęp rycerstwa, który wziął go był do środka i mężnie dotąd bronił, już legł pod orężem Polskim, że najwaleczniejsi i najdzielniejsi rycerze przy nim wyginęli, a stosy trupów z obu stron zalegających przeszkadzały i jemu i innym Rusinom do ucieczki. Bacząc zatém na ostateczne niebezpieczeństwo, już bowiem i koń na którym siedział, mnogiemi strzałami przeszyty, jął go podrzucać i zsadzać, przebił się przez sam środek nieprzyjacioł i dotarł do rzeki Wisły, gdzie nareszcie i koń zemdlony pod nim upadł. Ale wtedy cięższą jeszcze ujrzał przed sobą ostateczność, nie wiedząc, w jakiby sposób uniknąć miał bez szkody rąk nieprzyjacielskich i dostać się na drugą stronę rzeki: przecież podstawiono mu, jak mówią, klacz starą, na której przebrnął wpław Wisłę, dziękczyniąc onej szkapie, jakby drugiemu ojcu lub matce, że za jej pomocą rzekę przebył i ocalał. Zmieszany potém w tłumie Rusinów, uciekających przed pogonią zwycięzców, od Polaków, którzy go wzięli za prostego żołnierza, zarąbany został. Inni tymczasem rycerze i żołdacy książęcia Romana, gdy unosząc życie z niebezpieczeństwa przepłynęli Wisłę i na przeciwnym brzegu stanęli, a skupieni w gromadę przypatrywali się ucieczce reszty Rusi, ziemia nadbrzeżna kopytami końskiemi wzruszona, a ciężaru ich utrzymać nie mogąca, oberwała się i zawaliła w Wisłę, w której wiele ludu utonęło. Chwałę odniesionego nad Rusinami tak znakomitego zwycięztwa przyznawano wszystkę Krystynowi wojewodzie Płockiemu, który był wodzem rycerstwa, a swą przezornością i obrotem tak szczęśliwie zwiódł onę walkę. Rusini wcześniej już skłaniający się do ucieczki, gdyby ich był Roman nie wstrzymywał, pierzchnęli nareszcie, i do rzeki Wisły, od której niezbyt daleko toczyła się walka, pędząc jako kto mógł na oślep, w rozpaczy powskakiwali, kędy chłonieni falami, jeden drugiego popychając w natłoku, potonęli. Wielu także przepłynąwszy na drugą stronę, z ziemią kopytami końskiemi rozrobioną zesunęli się w rzekę i pogrążyli w jej głębi. Mała tylko liczba ocalała przez zręczność w pływaniu albo siłę tęgich i wytrwałych koni: ale i za temi Polacy puściwszy się w pogoń, pędzili ich dniem i nocą aż do Włodzimierza; część rozproszeńców błąkających się po lasach, albo szukających po wsiach przytułku, chłopstwo pobiło lub pobrało w niewolą. A tak z owych ogromnych wojsk Romana nie wielu uszło z życiem, aby ponieść do swoich wieść o tak straszliwej klęsce. Na brzegach Wisły leżały stosy trupów; gdy bowiem Rusini napierani w ucieczce wahali się powierzyć jej nurtom, przyszło tam było do krwawej i liczbę wojska niemal przechodzącej rzezi, tak, iż Wisła rzeka, krwią ludzką zafarbowana, długo z czerwonością mieszając swoję barwę przyrodzoną, świadczyła patrzącym o okropności owej bitwy. Wielu także obciążonych zbroją albo wiekiem podeszłym, a ztąd nie mogących pływać, pochłonęły fale. Polacy, opanowawszy Ruskie obozy, w których