prowadząc z sobą zdobycze i wielki gmin jeńców, i wyśpiewując pieśń ojczystą; nic bowiem nie wiedzieli o klęsce Węgrzynów i Haliczan, i mniemali że zupełne odnieśli zwycięztwo. Wnet obsaczeni do koła od Rościsława Dawidowica i Połowców, tak iż ani walczyć ani wydobyć się nie mogli z matni, giną do szczętu. Rusini zdrajcy zatykają w tém miejscu podniesioną wysoko chorągiew Polską, do której gdy się zbiegła reszta Polaków, częścią uciekających z pogromu, częścią wracających z pogoni za Włodzimierzem, w mniemaniu, że tam było ich stanowisko, wszyscy padają pod mieczem. Trudno było nawet zliczyć poległych, których krwią zafarbowały się rzeki, a krzyki umierających i rannych dochodziły aż do obozu Halickiego. Leżało trupów na ziemi jak piasku, i w całej okolicy Halicza nie miał ich kto pogrzebać. Połowcy zaś, zdobywszy wiele kosztownych łupów, koni, rynsztunków i odzieży, mnogi także gmin Węgrów i Polaków do swoich krajów w wieczną uprowadzili niewolą. Przykazał był swoim Rusinom Mścisław Mścisławic, zwycięzca, pychą nadęty i nie umiejący się miarkować w zwycięztwie, aby żadnego z Węgrów i Polaków nie zostawiali przy życiu. Nie tylko więc od samych Rusinów, ale i od Haliczan, czyniących zadość zemście i nakazowi Mścisława, Węgrzyni i Polacy, którzy do nich pouciekali szukając schronienia, rzezani byli jak bydlęta; a tak wszystko niemal wojsko Węgierskie i Polskie wyginęło. Chełpił się wtedy dumnie książę Mścisław Mścisławic, że i zwycięztwo otrzymał, i pokonanych Węgrów i Polaków swoim Rusinom dał wymordować, którzy w dzikiem radości uniesieniu wykrzykiwali: „O! wielki wodzu i zwycięzco, Mścisławie Mścisławicu, o! gracki jastrzębiu, do wytępienia chrobrych i takiej siły zastępów zesłany od Boga. Niechaj przestaną się chełpić ci, którzy nad tobą obiecywali sobie zwycięztwo, gdy od ciebie wielkiego i przesławnego książęcia są dziś upokorzeni i pobici.“ Zabrawszy z sobą potém wojewodę Węgierskiego Attylię, książę Mścisław podstąpił pod zamek Halicki, zkąd już Węgrzyni i Polacy, sposobiąc się do przyszłego oblężenia, Rusinów z żonami i dziećmi, z obawy ich zdrady i braku żywności, wcześnie powyrzucali. A gdy mu zamku nie otwierano, jakkolwiek palatyn Węgierski radził odemknąć bramy i porzucić wszelki opór książęciu, któremu sam Bóg dał do rąk zwycięztwo, stolicę i rządy Halicza; Mścisław zbliżywszy się do zamku, znowu do oblężeńców zajmujących się jego obroną wysłał herolda Dymitra, jednego z swoich Rusinów, radząc im otwarcie twierdzy. Powrócił i ten z niczém: przeto sam książę podstąpiwszy rokował o poddanie się osobiście; ale gdy mu po raz trzeci odmówiono, otoczył nazajutrz zamek do koła, grożąc, że oblężonych nie już walką ale rzezią uskromi. Że zaś Koloman z tymi, którzy zawarci byli w zamku, tylnej bramy twierdzy w czasie oblężenia nie pilnowali dość bacznie,
Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom II.djvu/190
Ta strona została przepisana.